Wróciłam dopiero co od nich. Wszystko wzorowo w kuwety narobione. Nawet w mojej obecności Marek podrałował skrobac w żwirku.
Ati ostrożny bardzo.Wywalił brzuch ale z dala od mojej ręki i mruczał

To postawny, duży kot. Ale w porównaniu do towarzyszy mizerota.Brzuszek płaski, smukła sylwetka...Brzydota
Blue tez nie spieszyło sie do głaskania.Choc traktorek działał. Dzis rano próbowałam zajrzeć mu w ucho bo bardzo trzepie i sobie zapamietał.
Markowi cos oczko łzawi, moze uraził się? On dziś bardziej muchą był zajęty niż mną. Wdrapał sie na wyżyny regału i pudeł próbując ją upolowac.Zgrabnie mu szło mimo brzuszyska
Za to Wacuś przeszedł sam siebie

.To on do tej pory utrzymywał dystans większy niż brat. Miał widać dzień dobroci dla blondynek

Obślinił mnie i siebie i nie nadążał mruczeć. Jemu wprost w gardle grało.
Ze smutkiem musze jednak powiedziec,ze moje wizyty spowszedniały zwierzakom i już taka wielka radość nie gosci w ich oczach

. Miska powszednia przylazła i ręce te co zwykle.
Czasem myślę,ze ich zainteresowanie konczy sie wraz z zapełnieniem miseczek.
Czekamy do jutra.