Normalnie wymiękam, czy ta kocia bieda się nigdy nie skończy

Już mnie dzisiaj głowa boli od tych wszystkich tel z informacjami o podrzuconych kotach, kociakach.
Na dwóch podwórkach gdzie działa zaprzyjaźniona karmicielka, gdzie wszystkie koty i kocury są wyciachane, podrzucono dwie koteczki z kociakami. Obie ufne, szukające kontaktu z człowiekiem. Koczują w okienkach piwnicznych ze swoimi maluchami. Jedna buraska, druga czarna z trójką czarnych maleństw

Wiem, że wszystkim nie pomożemy, ale łatwo to mówić, kiedy sytuacja jest dla nas całkowicie anonimowa. Ja dokładnie znam te miejsca i niestety wiem jakie niebezpieczeństwa czyhają na te koty właśnie tam

O ile buraska jest w miarę bezpieczna (o ile tak wogóle można powiedzieć), o tyle czarnulka jest w miejscu, gdzie krzyżują się dwie ruchliwe ulice

Właściwie to mogę powiedzieć, że to tylko kwestia czasu, że albo maluchy stracą mamę, albo mama swoje maluchy, a najprawdopodobniej wszystkie zginą.
Może w świetle dyskusji, które toczą się na tym forum lepiej je zabrać od razu na zastrzyk
Jaką metodą się kierować, w jaki sposób selekcjonować te, którym pomagamy a te, który pomóc nie możemy, bo co...finansowo kiepsko, miejsca mało, kotów dużo a przede wszystki jak sobie wytłumaczyć, że tym pomogłam a te skazuje. Może gdyby były niebieskie, srebrne, rude to miały by więcej szczęścia
Odbieramy wszystkie tel z nadzieją, że dzwoni ktoś w sprawie adopcji kota. Niestety ostatnie zdarzają się tylko w sprawie przyjęć. Łatwiej jest odmawiać, kiedy ktoś znalazł kota i w jakiś sposób próbuje mu pomoc, szuka jakichś rozwiązań. Gorzej kiedy wiem, że są koty, które nie mają nikogo, dla kogo były by ważne i kogoś kto chciałby coś dla nich zrobić, bo miseczka z "mleczkiem" to zdecydowanie za mało
