UFF
Pardonsik ogromny, że nie wczoraj. Już wszystko opowiadam.
Przede wszystkim bardzo bardzo dziękuję za kciuki. Dziewczyny, jesteście niesamowite
Emma już w domu. Wczoraj w ciągu dnia temperatura jej spadła więc pozwolili nam zabrać ją do domu.
Około 20stej byliśmy. Gustav chyba w pierwszej chwili nie wiedział
kto zacz z transportera wychodzi, albo się tak przeraził co Emcinkowi zrobili. Nóżki miał bowiem zredukowane do zera przez moment. Reszta zachowała się bardziej godnie.
A Emma wyszła, poszła napić się wody i zaległa pod stołem. Potem obeszła dom i znowu zaległa.
Emma ma gustowny opatrunek a'la szalik, co jej się bardzo nie podoba. I rana prawdopodobnie już swędzi.
Głodna była niemożebnie. Do około drugiej w nocy porcjami zjadła opakowanie pasztetu recovery. Tego rozrabianego z wodą conva co wygląda jak mleko tkąć nie chciała. Edguś z Gustavem chcieli
Dzisiaj rano niestety recovery uznany został za niejadalny i Łaciatek domagał się mięcha-mięcha-mięcha

dałam jej trochę indyka na śniadanie. Ale na lunch było recovery (zjadła) i dzisiaj nic innego nie będzie.
Byłyśmy już dzisiaj na kontroli stanu rany i dawce antybiotyku. Rana w porządku, temp w porządku, antybiotyk podany. Swoją droga dzisiaj Emma została w klinice zważona. Waży tylko 4 kg!

Ja byłam przekonana iż co najmniej 5!

Teraz Emma poszła na taras. W sumie zachowuje się normalnie: kuwetuje, myje się i nawet bawi!
Byle do zdjęcia opatrunku i potem szwów. Bo do mysli, że będę miała kota w kolorze
yellow to już przywykłam. I bym się wyspała chętnie, bo ostatnie trzy noce to spałam jak mysz pod miotłą
i jestem przez to mało kompatybilna