Dzień dobry

Pisałam, pisałam i cały post mi wcięło

A pisałam o tym, że za tydzień wyjeżdżam i przeżywam stres przedwyjazdowy, tęsknię już za moimi futrzaczkami i martwię się, jak one sobie beze mnie poradzą. Chociaż dobrze wiem, bo nie pierwszy raz przecież wyjeżdżam na urlop, że one przeżywają to całkiem gładko, tylko mój okropny umysł nie potrafi zacząć inaczej myśleć, a jeszcze okropniejsze serce zaczyna robić dziwne manewry, doprowadzając mnie do roztrzęsienia i niepokoju. O koty - no cóż. Jakoś te moje wyjazdy przeżywają i nic tragicznego się nie dzieje. Tylko ja tragizuję. Czy to kiedyś w końcu minie?

Wczoraj odwiedziłam Morąg (zdjęcia niestety mam w innym aparacie i na razie nie mogę ich wstawić). Przez Morąg przejeżdżałam wiele razy, ale po raz pierwszy postanowiłam zwiedzić miasteczko. Muszę przyznać, że zniszczone i zaniedbane, ale widać, że przed wojną musiało być piękne. Szkoda, że wojna tyle miast zniszczyła... bo jakoś mi się wydaje, że po wojnie ludzie przestali mieć wyobraźnię i smak i już nie potrafili potem tak pięknie budować.
Ale celem wyprawy był Malbork - to dopiero cud architektoniczny. Tak pomyślany i zorganizowany, że nie wiem, czy wszelkie pentagony i inne takie organizacje nawet dziś dorównać by mogły umysłom, które wymyśliły tę twierdzę w tamtych czasach. Przez Malbork też przejeżdżałam wiele razy i zamek oglądałam z zewnątrz, ale mówię Wam, trzeba to zwiedzić od środka, wtedy szczęka opada, polecam Malbork do zwiedzenia, koniecznie.

W Malborku spotkała nas także niemiła przygoda. Zdenerwowałam się strasznie. Okazało się, że na parkingu ktoś zostawił psa. Pies - przepiękny owczarek niemiecki, strasznie zestresowany, po prostu w panice, przywiązany smyczą do płotka. Siedział tam cały dzień - my widzieliśmy go ok godz. 20-tej. Nawet się mnie pytano, czy nie chcę psa, bo taki ładny i szkoda do schronu. Straż Miejska już powiadomiona i zaraz ma przyjechać. Niestety, nie mogłam go zabrać, poszliśmy do miasta, ale oczywiście już nie mogłam się cieszyć i spokojnie chodzić. Nie mogłam zjeść, cały czas mi siedział ten piesek w głowie i kombinowałam, co można by tu zrobić. Poszliśmy z powrotem, ale pieska już nie było. Zapytałam pani, która pracuje obok. Właściciel się znalazł! Pani mówi, że zupełnie nie rozumiał, o co zamieszanie. Zapłacił parkingowemu 5zł (!) za pilnowanie psa. Ale przecież nie zostawia się psa na cały dzień na parkingu, a parkingowy skończył pracę już dawno. Facet nie rozumiał, o co chodzi. Straż wlepiła mu mandat - podobno (wg tej pani) 5000zł. Możliwe, że taki wysoki mandat dostał? Jakoś mi się wydaję, że raczej 500zł, ale jakby dostał i 5000 to bym się cieszyła, może już więcej nie zostawi psa bez opieki. A pies cudo - na pewno znalazłby się ktoś, kto by go przygarnął....