Szczęście w nieszczęściu....
Lusia dostała wczoraj lekkiego krwawienia i rozwarcia, ale myślałam, że zaczyna się poród. Chodziła miauczała, tuliła się i wchodziła do szafy, za kanapę. Ale pojawiło się ponowne krwawienie i to już mnie zaniepokoiło. Moja psiapsiułka Czanulka21 cały dzień mnie wspierała, wypytywała i radziła Umówiła Lusię do weterynarza na następny dzień tak na wszelki wypadek. W nocy nie spałam ... Lusi strasznie się do mnie wtulała, jakby się czegoś bała.
Dziś pojechałam z nią do Białegostoku gdzie odebrała mnie Czanulka21 i pojechała z nami do przychodni. Na szczęście pojechałyśmy w dobrym momencie, Czanulka21 akurat miała urlop i dziś nie było upału. Niestety kociaki były martwe. Ale dzięki Bogu Lusia w odpowiednim momencie trafiła do lekarza. Miała zabieg. Od razu została wysterylizowana i uszko jest ucięte. Jutro ta część uciętego uszka jedzie do badania, więc będę wiedziała czy to nowotwór. Chociaż Pani weterynarz powiedziała, że z tego co w swoim życiu widziała to nie wygląda jej na raka. Ale lepiej to sprawdzić, żeby mieć pewność.
W sumie niedawno wróciłam bo dość długo to trwało. Padam....ze zmęczenia i stresu.
Teraz biedulka leży jeszcze taka nijaka po narkozie. Teraz mam nadzieję, że szybko dojdzie do zdrowia i że nie będzie więcej cierpieć przez te swoje uszki.
Za dużo wrażeń jak na mnie....
Dziękuję Czanulka21 za pomoc!!!


