Tak, tak... Przydałbysię Djunce już domek.
Tymbardziej, że to już nie-ten-sam kot.
Djuna
grucha
mrauczy
ćwierka
barankuje
wywala brzucha
liże po rękach.
Nawet dla psa i najmłodszej córki zrobiła się o wiele bardziej łaskawa.
A ponoć - wg naszych wcześniejszych obserwacji - nie lubi psów i mniejszych dzieci.
Owszem, nie lubi zbyt długiego miętolenia, do którego mają skłonności mniejsze dzieci właśnie, ale wczoraj nawet lizała Luizę po rękach.
A z Korą - tolerancja jakby została osiągnięta. Czyli: jak nie wchodzimy sobie w drogę, to może być...
I śmieję się Izydorko (tfu, tfu, coby nie zapeszyć), że nie wiem, czy zobaczysz Djunę w oknach (a zresztę nie przyglądaj się im zbytnio, bo jak zwykle mam niedomyte

).
Nie wiem, czy zobaczysz, bo Djuna...straciła zainteresowanie.
Nie wysiaduje już tak namiętnie przy.
Ale z kolei trochę mnie martwi
bo dość dużo śpi.
Przypominają mi się nosorożce ze Śląskiego Zoo. Kiedyś, kiedy byłam nastolatką, obserwowałam w ZOO nosorożce (i tak ten widok zapamiętałam do dzisiaj). I właściwie to był smutny widok. Tylko spały, stały albo ew. skubały trawę.
I tak zastanawiałam się wówczas nad sensem życia nosorożców.
No i Djuna też tak:
śpi
posiedzi trochę
pokolankuje
skubnie (no tu trochę przesadziłam: wsuwa jak najęta)
i z nowu śpi.
I gdyby nie to, że ma bardzo dobry apetyt
a na dźwięk szurania miskami
niemalże w podskokack przylatuje do kuchni
i gdyby nie to
że nie wygląda, żeby je coś było
to pomyślałbym, że może ma jakąś depresję.
Czy coś.
Ale nie
chyba nie.
Po prostu wcześniej mieliśmy młodszaki
i "dywan ciągle był w ruchu" i frędzle i dyndadła od żaluzji.
A Djuna już po prostu stateczna jest.
Niestety nikt o nią nie pyta, choć ma naprawdę dużo ogłoszeń.
Domek bardzo potrzebny!
No i pozdrowienia i kciuki za domki dla wszystkich koteczków
