CoolCaty pisze:Joszko - piekne imię mu stworzyłaś.
Kocurek jest boski i faktycznie można powiedzieć, że zmartwychwstał.
Co tu dużo mówić uratowałaś go Aniu


był jak brudna szmatka w szpitaliku, dla mnie to niewiarygodne, że żyje
jednak cuda się dzieją...
i z fajnych rzeczy to jeszcze wkleję list od pani od Orlanda

długi ale strasznie fajny, ku pokrzepieniu..:
Witam serdecznie. Ponieważ ostatnie wieści o Orlando(dzie?) nie były
zbyt dobre, przede wszystkim to, co najważniejsze - już po strachu. We
wtorek wydzielina z oczu przestała być przejrzysta, pojawił się wysięk z
noska, więc odwiedziliśmy przychodnię. Kocław dostał dwa zastrzyki -
antybiotyk i podnoszący odporność, do oczu krople. Przy okazji chłopcy
zostali stadnie odrobaczeni. Dzisiaj naprawdę jest już dużo lepiej -
oczy lepsze,kocio nie kicha, na kontroli pani doktor potwierdziła, że
świetnie,
ale zastrzyki zrobiła...
W razie wątpliwości mamy się ewentualnie pokazać po niedzieli, ale mam
nadzieję, że nie będzie trzeba, bo wizyty w przychodni nie są ulubionym
zajęciem kocia, chociaż za cierpliwość wobec wszelkich okoliczności losu
i przyrody należy mu się nobel.
Jest po prostu tak świetny, że to aż nieprawdopodobne. Przede wszystkim
towarzyski - jeżeli ludzie zmieniają pokój, kot pojawia się natychmiast
i kontynuuje drzemkę w rodzinnym gronie. Gdy nie wie na kogo się
zdecydować, zajmuje strategiczną pozycję na biblioteczce w przedpokoju i
ma na oku cały dom, a od każdego przechodzącego pobiera myto w postaci
głasków i zachwytów. Z psem dogadują się świetnie - wspaniale
przeczekują upał rozwaleni na podłodze przesuwając się z pokoju
zachodniego, w
którym jest chłodniej przed południem do wschodniego, gdzie po południu
nie ma już słońca ( wkrótce będzie to najlepiej wyfroterowany kawałek
podłogi w tej części Łodzi).
Nieporozumienia dotyczyły jedynie nocnego życia kocidła (uporczywie
próbuje je wieść w moim łóżku), ale ponieważ jest bardzo mądry, przestał
tracić energię na sprzeczki ze mną i przemyca się do łóżka, kiedy już
śpię, co pozwala nam obojgu zachować twarz i dobre samopoczucie.
Kot świetnie dogadał się z moim synem - z wielką cierpliwością dał się
wygłaskać(żeby nie powiedzieć wyduźdać) na powitanie, a teraz sam
przychodzi po pogłaskanie, gdy Olek ogląda telewizję lub po prostu
spokojnie siedzi - kociasty przejął kontrolę nad sytuacją i nie musi
obawiać się, że będzie zaskoczony nadmiarem wylewności.
Mąż opierał się kociemu urokowi do momentu jak kocław wprosił się na
oglądanie niedzielnego meczu, co oczywiście jest niezbitym dowodem na
jego niezaprzeczalną cudowność... Wygląda więc na to, że kiedy starszy
syn wróci z wakacji z głębi serca podziękuje kotu za to, że ten
wylegiwał się na jego łóżku i upolował jego komputerową mrugającą myszkę
(to tej pory zastanawiamy się jak kot ją zdołał tak dokładnie rozłożyć
bez śrubokręta).
Tak więc wszystkie znaki na niebie i ziemi (i na Karolewskiej) dowodzą
niezbicie, że kot wpasował się w rodzinę znakomicie, radzi sobie z nami
wspaniale i z wielka wprawą, a kochany jest tak bardzo, że aż się
dziwimy, że wcześniej go tutaj nie było.
środa 21.07.2010
List powyżej napisałam i byłam święcie przekonana, że wysłałam w zeszłym
tygodniu - cóż, jak się ma w domu samych facetów analfabetyzm
komputerowy nieunikniony...
W każdym razie zwierz(aki) w świetnej formie. Teraz, kiedy już po kocim
zaziębieniu nie ma śladu, mogę się przyznać, że połączenie mojego na
tematy kocie niedoświadczenia z wiedzą o kocich łzach i kichaniu
zamieszczoną w internecie dało mieszankę piorunującą - za każdym razem,
gdy kocio gdzieś znikał (wtedy nie miałam jeszcze odruchu rozglądania
się poza podłogą i w ogóle przyzwyczajona jestem przez psa, że na
samotność mogę liczyć w łazience, a pies i tak sprawdza nosem przez
szpary, czy
jeszcze istnieję) ganiałam po całym domu szukając gdzie się kot podział
i czy przypadkiem nie umiera gdzieś w samotności... A ponieważ jest to
kocur genialny i tolerancyjny dla ludzkich dziwactw - zawołany, jeżeli
nie ma ochoty przyjść, odpowiada uprzejmym "mrau-em", dzięki czemu
dowiedziałam się, że sypia czasem w kanapie i w szafie w przedpokoju i
mimo próśb, popartych zatykaniem i zastawianiem, jednak bywa czasem pod
wanną.
Bardzo przepraszam, że przejęta własnymi sprawami zaniedbałam
odwiezienie koszyka. Obiecuję, że najpóźniej w sobotę rano różowy kosz
pełen wspomnień wróci tam, gdzie przydaje się najlepiej na świecie.
Bardzo serdecznie pozdrawiamy całą rodzinką Opiecznych i Podopiecznych w
schronisku. J.