Koteczkę mamuśkę nazwaliśmy Bunia, od mamuśki z gumisiów
Klatkę otworzyliśmy, w środku w klatce stoi tylko kuweta, miski na zewnątrz. Łazienka nie jest duża, zresztą całe mieszkanie jest małe, ale kicia czuje się swobodniej jak chodzi po łazience a nie siedzi w klatce i juz nie wariuje. Pytałam weta, czy malutka Lili nie powinna przypaskiem już jeść samodzielnie... Wet powiedział, że niby powinna, ale ona spija mleko za 3 kotki, więc tego mleczka ma od groma i ciut ciut... A kluseczka z niej taaaka... Mamy nowe kropelki, oczy nie były zaczerwienione, ale mniej więcej co godzinę się zaklejały, a po nocy ciężko było rozkleić... Teraz ma taki żółty preparat zrobiony przez weta...
Lili dziś już tak nie fuka, chyba powoli oswaja się z człowiekie, Bunia standardowo rozmruczana... Ma takie agresywne spojrzenie, wyraźnie się boi, ale od wczoraj nie ugryzła, nie udrapała, fukać nie fukała od początku...