No to dorwalam się do netu - jeszcze tydzień urlopu i netowej abstynencji.
Z dr Garncarzem korespondujemy, czekam na odpowiedż, w poniedziałek zadzwonie z prosbą o termin wizyty.
Jak już napisałam w wątu ludojadów
viewtopic.php?f=1&t=114260&p=6236327#p6236327zrezygnowałam z szukania kociaków w szopie na na Kilińskiego, bo
a - nie udało się uzyskać żadnej wiarygodnej informacji o nich
b - żadna ze złapanych kotek nie karmi
c - sama w nocy w tym rejonie trochę się bałam
Pojechałam rozejrzeć się na osiedle Energetyków, tam wyadoptowałam Szkarłatnego Willla i zauważyłam kocie stołówki.
Kotów kilkanaście, dobrze odżywione, oczywście niewysterylizowane, dość spokojne - ale nie na tyle, by je łapać w ręce

. Miejsc karmienia z pięć... I kociaki - 5 sztuk, na zarywającym się dachu komórek.
Przy śmietniku złapała się pingwinka - zdjęcia nie mam
I dwa kociaki z dachu, oba na raz do jednej klatki - bardzo tymczasowo ulokowane u opiekuni Szkarłatnego Willa - piękny marmurkowy burasek i pingwinka, dzś już się nie chowają po kątach

. Zdjęcia będą.
W środku nocy "przyłapała" mnie znana i kontrowersyjna łódzka karmicieleka -
bardzo medialna, umie sobą zainteresować prasę i tv, kiedyś dwukrotnie próbowałam jej pomóc, raz zaalarmowana artykulem o żebrzącej karmicielce, drugi raz - proszona przez dziennikarkę, która przy tej okazji poznałam, Karmicileka wtedy znalazła dwie ciężarne kotki, miałam je zabrać na sterylkę - nie dostalam, do adopcji - też nie dostałam, byłam za to kilkakrotnie zwodzona i używana do wożena karmicielki po nocnej Łodzi w różne miejsca... W końcu zażądałam konkretnych decyzji - okazało się, że pani potrzebuje karmy i pieniędzy, z resztą da sobie radę. A kotki mi nie da (rozmawiałyśmy i widziałam tylko jedną), bo nie ma do mnie zaufania. Ponieważ w ten sposów nie pomagamy - nasz priorytet to sterylki i leczenie - rozstałyśmy się. Potem dowiedzałam się od dziennikarki, że kotka wróciła z adopcji, o drugiej dzienikarka też nic nie wiedziała.Szczegółów opisywać nie będę, ale zabroniła mi łapać "jej" koty, rzucała we mnie (niecelnie

) miskami z karmą, skopała klatki-łapki, obudziła część osiedla, i poszła po pomoc, która "zrobi ze mną porządek".
Ja też wezwałam pomoc... i poszłam zglosić groźby ...
A potem wróciłam - przesiedziałam do świtu czekając na jakiegoś malca - niestety bezsutecznie ..
Inne koty też mnie zlekceważyły - obfcie nakarmion przez kontrowersyjną karmicielkę poszły spać.
Na powieciechę, jak już pakowałam łapki do samochodu, coś czarnego zainteresowało się nimi - szybciutko otworzyłam klatkę, czarne weszło, już wypuszczone bez jajeczek - młody, dość miły kocurek.
Nie pamiętam czy łapałam coś w więtek wieczorem - chyba nie...
Za to w sobotę o świtaniu ze spragnioną mocnych wrażeń Miodalik nastawiłayśmy się na kociaczki i ew jeszcze coś. Spać się chciało, więc obchodzilysmy teren coraz większymi i większymi kołami... i oprócz złapania kolejnych dwóch malców (też dublecik), wyczaiłyśmy piękną pingwinkę raczej w ciąży, i coś biało-bure na terenie szkoly.
I te parkę plus ostatniego piatego maluszka próbowałyśmy łapać z Mariją wzoraj wieczorem - ale mżylo, zimnawo, wróciyśmy przemoknięte i zmęczone z pustymi klatkami...
I w międzyczasie - do koleżanki na Rogach odrzucono piękną domową szylkretkę z czterma maluszkami, rudym, dwiema kopiami mamusi, pingwinkiem. Małe szylkretki na szczęscie mają już dom.
Sąsiadka mamy znalazła słodkiego buraska - też udało się go wyadoptować
No i dwie maleńkie dziewczynki podrzucone do starszewgo pana...
I jeszcze znajdusia - suczka, młoda i wytraszona, bardzo grzeczna i łagdna, ciężarna (już posterylce)
Na działce mojej siostry młode coś bez oczka, drugie oczką z białą plamą - siostra ma łapać.
I jeszcze kilka kotów..
Koteczka z Limanowskiego - mama Maggie, Lesia i Pana Ripleya - po wyleczeniu z grzyba wróciła do siebie - po kilkudniowych perypetiach (nie może wrócić, uśpijecie ją) - na szczęście skutecznie wyprostowanych przez Montes. Przywitał ją tam kolega buras, o którym karmicielka nie informowała - trzeba go złapać i wyciąć...
Niełapalna Kłapouszka z Urzędniczej w zaawansowanej ciąży - dowiedziałam się przypadkiem, karmicielka pewnie "nie mogła" zadzwonić...
Mam jeszcze tydzień urlopu, może coś da radę połapać...