
Ciemno jest jak w dupie, no ale mamy obstawę psów trzech to idziemy w te krzaki to sprawdzić, podchodzimy - światło zaczyna się poruszać, kręgi zatacza, zmienia kierunki - upewniam się czy aby któryś z sąsiadów nie szczy już ze śmiechu patrząc na nas z balkonu, ale nie, pustki.
Staje w bezpiecznej odległości i wysyłam Macka na zwiady, widzę jak podchodzi coraz bliżej tego czegoś, coraz bliżej, już jest niecały metr od celu i wnet to coś świecące się zrywa i biegnie wprost na niego, przefruwa mu koło głowy i ucieka na drzewo. My - zawał serca, Lolka w pogoń za tym i wnet uświadamiamy sobie, ze to jest kot sąsiada co na wieczorne wychodzi spacery - a sąsiad tymczasem na ławce się zwija ze śmiechu i krzyżując nogi chroni się przed zsikaniem. Dobrze, ze ciemno było, to nie było widać buraków na naszych gębach

