» Czw lip 15, 2010 7:45
Re: Hospicjum"J&j". Upał wykorzystywany. ;)
Kudłata... hmmm...
To jest jakiś koszmar. Miałam w planach ponownie ją ostrzyc - nawet się umawiałyśmy z PearlRain, że mi pomoże kota przytrzymać. Kudłata nienawidzi czesania. Czesanie kryzy i tyłokocia to makabra. Do tej pory, by wykonać zabiegi pielęgnacyjne naprawdę dokładnie trzeba było ją znieczulać. Jednak nie mogę znieczulać jej raz na pół roku lub choćby co roku, po to tylko, żeby ją wyczesać porządnie, bo to jakiś absurd nawet dla młodego kota, a Kudłata już od jakiegoś czasu młodym kotem nie jest.
Jedyne, co udawało mi się z nią do tej pory wynegocjować na spokojnie, to czesanie grzbietu i wyskubywanie kołtunów. Czesanie kryzy, boków i tyłokocia - nie wchodziło w ogóle w grę. Wczoraj, tak mimochodem wydłubałam jej kołtuna na boku. Potem jeszcze jednego. Jako że Kudłata nie protestowała, a nawet wydawała się być zadowolona przystąpiłam do dalszego przeglądu futra. Nie była skołtuniona, ale przy jednym z małych splotów odkryłam łysy placek. Nie wyglądał grzybowo, ale obejrzałam dokładnie, bo Kudłata kiedy do mnie trafiła miała otwarte rany z powodu choroby autoimmunologicznej. Oczyszczając miejsce dookoła placka, delikatnie skubałam wychodzące futro - Kudłata pięknie współpracowała - głównie wylizując powietrze w okół, ale również wystawiając boczek do skubania i przede wszystkim nie uciekała.
A futro odłaziło. Całe. Do łysego. Kudłata była wniebowzięta. Pracując systematycznie w ciągu dwóch godzin oskubałam połowę kota. W tym kryzę, brzuch i przednie łapy.
Jestem w szoku. Przez moment pomyślałam, żeby przestać i wziąć ją do Doc na golenie, ale skóra jest jak pergamin, boję się, że maszynka mogłaby ją uszkodzić. No i trzeba by ją pewnie znieczulic do golenia. Poza tym, znalazłam miejsca, gdzie obcięta zimą na krótko sierść wcale nie urosła - nadal była taka króciutka, jak ja przycięłam nożyczkami na dł. ok. 1-2cm.
Jestem w szoku - nigdy tak długo i tak spokojnie Kudłata nie pozwalała mi pracować przy swoim futrze. Kiedy niechcący pociągnęłam ją tak, że sobie nie życzyła, wystarczyło odczekać chwilę i zawołać ją, by sama podeszła i wystawiła boki do skubania.
Skóra jest czysta. Nie ma nawrotu martwicy. Jest tylko koszmarnie załupieżona.
Przerwałam tylko dlatego, że to ja się zmęczyłam - Kudłata byłby gotowa tak stać i pozwalać się oskubywać z odłażącej sierści.
Wczoraj, po oskubaniu do połowy, Kudłata... zaczęła się bawić. Polowała zawzięcie na muchę, a potem bawiła się w łapki w szparze pod drzwiami łazienki z Pepą.
Wygląda teraz koszmarnie, jak kocia makabra. Jednak całe zachowanie kota, zarówno wczoraj podczas `zabiegu`, jak i dziś od samego rana wskazuje na to, że jest... zadowolona.
Muszę to skonsultować z Doc. To pewnie efekt martwicy rozpływnej naskórka, ale skóra wygląda dobrze, a Kudłata jest wyraźnie zadowolona.
Ja jestem w szoku.
Ostatnio edytowano Wto gru 27, 2011 2:00 przez
Agn, łącznie edytowano 1 raz
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882
'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'