Saba na spacerach czasem idzie całkiem fajnie, ale zwykle łapie zawiasy, zaprze się i dalej nie pójdzie. Nie bo nie. Howgh! Albo snuje się za mną. Nie jest to uzależnione od pory dnia, miejsca, obranego kierunku. Na horyzoncie nie ma psów... Nie wiem, na co jeszcze zwracać uwagę... Staje i oddycha.
Nie wiem, czy się boi, czy upały dają jej w kość, czy coś ze zdrowiem... Wygląda, jakby czegoś szukała.
Kiedy kucnę i ją zawołam, przydrepta do mnie, potem ja idę, ona zaś... idzie albo nie. I znów procedura: kucam, pokazuję stokrotki (albo rzucam piłeczkę) i sunia idzie (albo nie). Czasem stoję i próbuję ją przeczekać. I co, tak sobie możemy stać - ona oddycha, ja się topię w tym upale. Ona zresztą też. Czasem ją podnoszę, przenoszę kawałek, stawiam na podłożu i drepcze dalej sama. Albo dodreptuje do celu, albo znów duma.
Nie wiem, co robię nie tak. Przecież nie będę jej ciągnąć... albo na rękach nosić. Nie wiem, czy to strach, upał, zdrowie, czy dałam się pięknie zmanipulować i idę, gdzie mnie pies wyprowadzi.
Przedwczoraj Sabik przeżył dwa spotkania trzeciego stopnia. Właściwie trzy: z suczką, psem i ... kotem. Ofiar nie ma. Bardzo spokojnie podchodzi do innych psów - tzn. te akurat były jej wielkości. Kot przeparadował jej pod nosem samym i nic. Pewnie stwierdziła, że na JEDNEGO to sie nie warto pocić, jak się w domu ma sześć. Hmm.. tak myślę, czy ja już o tych spotkaniach gdzieś pisałam, czy tylko chciałam, a ostatecznie nie chceniu właśnie skończyłam... Nic, najwyżej ;D Piesek - niekastrowany - wsadził nos nie tam, gdzie powinien i ... został o tym poinformowany. Aaaa... dzisiejszego popołudnia jeszcze jeden psiak się przypętał, również nie wzbudził większych emocji (porównuję z reakcjami psów rodziców) - Saba ma tendencje do przewracania się na bok i odsłaniania brzuchola (przed wczorajszą suczką np.). Więc co: taka niepewna swego jest?
A poza tym wyczesałam ją dzisiaj. Na początku nieco protestowała i trzeba ją było przytrzymywać, potem sama nadstawiała gardzioło i grzbiet

Uczy się aportować: bardzo ładnie biegnie po swojego misia. Wie, która zabawka to piesek, a ktora piłeczka

Kocie zabawki też mogą być: bierze się je w paszczękę i drepcze z nimi. Dzisiaj odprawiła modły przed tapczanem - okazało się, że doskonale wie, gdzie "zgubiły się" jej piłki

Wie już, że przed dopięciem smyczy do szelek powinna usiąść.
I nadal wszędzie chodzi z pieskiem

Tzn. w mieszkaniu.
Ps. Najlepsza woda jest w miskach kocich. Koci sądzą inaczej i piją z michy Saby

I muszę zabierać jej miskę z chrupkami, bo inaczej Karol i Melka zabierają się do zawartości.
Dzisiaj rano nakarmiłam koty, poszłam do pokoju nasypać karmy Sabie. Wróciłam do kuchni, wzięłam w garść własne śniadanie, wchodzę do pokoju, a tu...
nad psią miską siedzi Mela, a pies leży na środku parkietu i patrzy

Nie wiem, czy dała sie od śniadanie odepchnać, czy po prostu odeszła sama i Mela wykorzystała moment.