Meldujemy się
Po nerwowym weekendzie, wyjasniającej (głównie sobie) połowie tygodnia, nastąpił względny spokój tzn. ja stałam się znów spokojna.
Koty szaleją. Mru i Nuteczka wylądowały w sobotę u wetki z powodu wymiotów. Wetka zaaplikowała baterię leków porazających mózg człowieczy, ale odtąd spokój jest. Natomiast od wieczoru sobotniego Nutka przestała się bawić i - jak później się zorientowałam - dlatego, ze boi się Mru Musiała sobie ją skojarzyć ze stresem, który przeszła podczas wizyty w lecznicy. I się zaczęło - ataki z takim wrzaskiem, że budziłam się w nocy przerażona, nie wiedząc która którą zagryzła i czy zdążę na nocny dyżur Ale było śmiesznie - bo okazało się, że moje stado stanęło po stronie Nutki i gdy Nutka goniła Mru ta najczęściej z wrzaskiem walczących starych kocurów o kotkę w rui zwiewała pod wannę do łazienki. A wtedy:
najbliżej wanny siadała Duża i wpatrywała się w Mru, tuż obok niej Mała - i patrzyły, czekały, ale spokojnie, bez nerwowych ruchów ogonem. Za nimi, w odległości jakichś 30cm trzy Małe Czarne wraz ze skrzywdzoną Nutką, a za nimi wyrwana ze snu, probująca szybko oprzytomnieć i ocenić sytuację ja. We wtorek to już się na tyle zmartwiłam, ze będę je musiała izolować. Ale teraz te gonitwy, oczywiście z wrzaskiem, a jakże, są super zabawą, kotuchy biegają z podniesionymi do gory ogonami więc jest już ok. Dowodem też jest to, że jak się zapędzą pod wannę to nie ma stada obronnego przy nich.
Uffff... gorąco jak nie wiem gdzie...