» Czw lip 01, 2010 17:07
Re: Rudasek BEZ oczu :( znowu traci dom!!!!!!!!!! :(
Chciałabym odpowiedzieć na wszystkie pytania tylko nie wiem od czego zacząć, bo od mojego ostatniego postu przed wyjściem i po powrocie rozegrało się piekiełko. Chyba nie sposób zadowolić każdego odpowiedzią na wszystkie pytania. Pierwsza sprawa - nie byłoby tematu, gdybyśmy z Witkiem nie zrobili sobie przerwy, a poszło właśnie o koty, bo ja nie miałam odwagi szukać im nowych domów, burzyć ich bezpieczeństwa itd., po czym został przyciśnięty przez teściową i skontaktował się z Tobą. Z Witkiem czy bez i tak Rudaska chciałam ściągnąć do siebie. Wszystko się między nami wyjaśniło, również moje inne prywatne i zdrowotne sprawy, a Tobie udało się znaleźć dom dla niego. Pomyślał, że może dla niego lepiej, nie będzie musiał tułać się na obczyźnie. Pogadaliśmy z Witkiem i on załatwił już weterynarza na sobotę żeby kotom porobić te badania i w ogóle.Wiedząc już co i jak weszłam na forum miau żeby założyć wątki i dowiaduję się, że tętnią one życiem i że Rudasek ma wyjechać do Szwajcarii. Więc wraca cała obawa o transport. Jedni z Was twierdzą, że żaden problem, ale dla Rudaska myślę, że to będzie problem właśnie dlatego, że nie widzi i jakakolwiek podróż będzie męcząca. Co do warunków mieszkaniowych, zgadza się wynajmuję, mam współlokatorów (też mają kota). Będąc tu oboje możemy sobie wynająć coś osobnego lub w ostateczności mam propozycję wynajęcia wspólnego mieszkania z parą znajomych (na koty wyrazili zgodę). Co do pracy... nigdy i nigdzie nie masz pewności, że za chwilę jej nie stracisz.Waśnie dlatego tu jestem, bo zostanie w Polsce oznaczałoby chociażby fakt, że nie będę mogła o koty zadbać. Wszystko miało być inaczej przed wyjazdem. Miałam mieć pracę i mieszkanie, ale nie było to załatwione. Teraz się ustatkowałam w końcu, pracuję w magazynie M&S po 8 godzin dziennie, inwestują we mnie. Może to być praca na parę lat, ale nigdy nie masz pewności. Witek ma załatwioną pracę na start tutaj ale musiałby być tu za ok 1-1,5m-ca. Jeżeli chodzi o pobyt wszystkich kotów w obecnym domu to nie jest tak, że nie jest to pilne. Teściowa ma ok 70lat, jest schorowana i naprawdę nie życzy sobie kotów dłużej. Dlaczego ona podejmuje decyzję? Bo to my mieszkamy u nie, nie odwrotnie. Ile koty mają czasu. Tak naprawdę nie wiem. Zakładam ok miesiąca, znając charakter. Co zrobi jak nie znajdzie się domu? Szczerze nie wiem. Już to przerabialiśmy, szukaliśmy domu dla malucha, którego mat porzuciła u nas, trwało to wg niej za długo, więc pewnego dnia po prostu wróciłam z pracy i kota nie było. Podobno oddała go pierwszej napotkanej na ulicy osobie, do domu tylko wychodzącego (tzn w gospodarstwie), gzie kociak w życiu nie był oswojony z otwartą przestrzenią. Nigdy nie udało nam się dowiedzieć co z kotem, czy w ogóle tam dotarł, ludzie i kot przepadli. Co może stać się z tymi kotami bez względu na to czy wrócę do Polski czy nie? Myślę, ze któregkaWy podjęliście już decyzję, dnia mogą wyjść i nie wrócić, nie sądzę, że zawiezie je do schroniska, bo zdrowie i sytuacja jej na to nie pozwoli.Kiedy to się stanie? Naprawdę może mieć dosyć w każdej chwili. Dlaczego na tymczasie w oczekiwaniu na 6m-cy może zostać tylko jeden Wenus? Bo nie sprawia najmniejszych problemów, wychodzi na chwilkę, wraca, zje, śpi i jest samodzielny. O co chodzi z kłopotliwym Rudaskiem? Hm.... na chwilę obecną wiem, że rujnuje wszystko pazurkami. Nie robi tego ze złości. Bardzo bardzo potrzebuje uwagi i możesz go przytulać prawie cały czas a on i tak, żeby zwrócić na siebie uwagę zaczyna drapać i wchodzić na różne rzeczy, na opiekuna również. Wszyscy byliśmy bardzo podrapani od pazurków (nie dlatego, że długie, ale tak myślę, że on robi to z całą siłą aby wyczuć, że czegoś się chwycił, aby mieć pewność, że nie spadnie itd). Teściowa z tego co wiem ma w tej chwili podarte ubrania, kanapy no i cała jest pokaleczona, więc nie zniesie tego dłużej. Jeżeli chodzi o to co nowy opiekun powinnien wiedzieć...Kiedy przybył do nas trudno było mu się zaadaptować, wiemy dlaczego. Jego stres objawiał się tym, że przez około 1,5roku, czyli tyle ile trwała jego akceptacja naszego otoczenia (nie nas) załatwiał się w każdym możliwym miejscu, naprawdę każdym, nie było suchego skrawka. Płakać się chciało, sprzątaliśmy i szukaliśmy rozwiązania. Najpierw pozabieraliśmy go do najbliższego weta, nie znalazł przyczyny, potem do paru klinik w Bydgoszczy, badania, środki i itp. Wszyscy zdiagnozowali jednakowo. Rudasek był okazem zdrowia i z tego aspektu nie było żadnych przyczyn w jego zachowaniu. Oczywiście stosowaliśmy wszelkie odstraszacze, kocie feromony, bo miały uspakajać psychikę itd itd. Kompletnie nic nie działało. Rudasek był nr 1, resztę troszkę kociaczków troszkę odsunęliśmy. Zresztą nie było wyboru, bo Rudasek sam je izolował. Rok czasu czekaliśmy na drobny postęp w jego relacjach z pozostałą trójką. Przez rok wyglądało to tak, że nie spuszczaliśmy z oka żadnego z kotów kiedy przechodziły obok niego, bo mimo iż nie robiły mu krzywdy (chciały powąchać, pobawić się) on niemiłosiernie syczał, prychał i albo uciekał albo zaczynał atak. Kiedy por roku doszło do tego, że był o wstanie siedzieć/leżeć obok innego kota byliśmy szczęśliwi i odetchnęliśmy z ulgą. Kiedy przeszedł tą chorobę, zaczął otwierać się na ludzi, koty, świat. Wszystkie koty w końcu stworzyły rodzinę, sam Rudasek nareszcie poczuł się częścią wszystkiego. Nie odtrąciliśmy go, mimo że nasza dwójka wetów sugerowała uśpienie, 24h/dobę był przy mnie i pod opieką innych kotów(w trakcie choroby często przy nim przesiadywały).Wszystko się ustabilizowało, nareszcie. Zgadza się mój wyjazd burzy cały porządek. Nie wiem co gorsze: zmiana otoczenia z dotychczasowym opiekunem i innym kompanem czy zmiana opiekuna wraz nowym otoczeniem? Wy podjęliście w sumie decyzję, prosić (albo ostrzej) aby dla dobra Rudaska dać mu szansę na prawdziwy dobry dom, który Alicja może mu zapewnić, bo my jesteśmy beznadziejni. Skoro wszyscy wypowiadacie się i wiecie co jest dla niego najlepsze, nigdy się nie opiekując nim to ok. Macie doświadczenie z mnóstwem kotów, mnóstwo kontaktów i zapewne wszyscy macie stabilną sytuację i jesteście pewni, że nigdy w waszym życiu nie nastąpią zmiany najgorsze - moje gratulacje. Chcemy, żeby Rudasek był szczęśliwy, myśleliśmy, że mimo przeciwności z jakąś pomocą chociaż dwójka kotów będzie mogła zostać z nami, ale skoro Alicja albo ktokolwiek inny chce mu dać dom taki na wieki wieków i jest pewny, że nigdy w jego życiu nic się nie zmieni i przede wszystkim liczy się z zachowaniem kociaka w nowym miejscu i akceptuje to, to może rzeczywiście jest to dla niego odpowiedni dom. Chciałabym wierzyć, że przy zmianie domu Rudasek nie będzie miał takich problemów z akceptacją jak u nas, a może ktoś załatwi mu kociego psychologa (np. tu w Anglii wiele psów ma swoich psychologa). Możecie mu wyrobić paszport, wywieźć do nowego domu w Polsce czy zagranicą. Na ten czas dogadamy się z teściową.
Sprawę Rudaska uważam za zamkniętą, jeżeli Lidka i Alicja nadal są zainteresowane. Pozostaje mi teraz znaleźć domy dla dwójki moich dorosłych kotów. Zrobimy wszystko, żeby nie trafiły one na ulice bądź do schroniska, ale my jako osoby prywatne mamy znacznie mniejsze szanse niż wy ludzie z fundacji, opiekunowie DT, kociarze ze środowiska.
Prawda jest taka, że żadne rozwiązanie nie jest dobre. Kiedy zakładano wątek któregokolwiek z naszych kociaków byliście oburzeni, że oddajemy (porzucamy, pozbywamy się itd), kiedy pojawiło się światełko, że może moglibyśmy dwa wziąć jeszcze bardziej nas krytykujecie...
W każdym razie dziękujemy wszystkim, za rozpoczęcie wątków i za opinie i porady, bo wiemy, że na pewno na swój sposób każdy chciał pomóc.
Chyba wystarczająco opisałam temat, nigdy nie wiem kiedy skońćzyć...