
W sobotę rano przejęłam ciężko chorego kociaka z lecznicy, w niedzielę mimo termoforka, karmienia na siłę, podania Duphalyte odszedł zanim dojechałam do weta.
Ledwo się pozbierałam, posprzątałam, już pojawił się następny. Tym razem ze skate parku przy Legnickiej.
Mniejszy niż poprzednik, ale równie chudy, też z jednym tylko okiem, a i to wymaga leczenia, a poza tym świerzb i już wybite pchły. Dziewczyna, która mi go przywiozła po drodze, za moją poradą pojechała do weta, więc kot a w zasadzie kociak przyjechał nafaszerowany lekami i wspomaganiem.

