Dopiero sie troche pozbieralam i moge napisac...
Sytuacja wyglada nastepujaco - kocio ma ok.3 lat, jest bialo rudy i w mojej subiektywnej ocenie bardzo ladny (a ja, choc to brzmi jak herezja, generalnie nie lubie rudych kotow). Ostatni miesiac spedzil SAM w PUSTYM MIESZKANIU swojej Pani, bo Pani zmarla. Byl dokarmiany przez pania z opieki spolecznej, ktora wczesniej opiekowala sie jego chora wlascicielka. Rodzina nie specjalnie interesowala sie zmarla, mieszkanie postanowili od razu sprzedac i ostatnio wlasnie im sie udalo. Pani z opieki powiedzieli, zeby sie o kota nie martwila, bo cos mu znajda... I znalezli - podworko tej kamienicy gdzie jest mieszkanie, ale kot podobno nie chcial tam byc, probowal wrocic do mieszkania, wchodzil na klatke i siadal pod zamknietymi drzwiami "swojego" mieszkania. W koncu przestali go wyganiac i stwierdzili ze jak zmadrzeje to pojdzie sobie gdzies myszy lapac...
Slow brak. O sytuacji poinformowala pani z opieki, skadinad twierdzaca ze kotow nie lubi...
Kocio jest kocurkiem w pewnej krasie - jajecznym. Jeszcze

Podobno nigdy nie wychodzil na dwor, a jego Pani go strasznie rozpieszczala i wrecz dbala o niego lepiej niz o siebie. Obecnie jest chudy, widac ze kiedys wazyl wiecej i bardzo przestraszony. Bardzo. Ma brzydka siersc, taka niewyglaskana, na tylnej czesci ciala sa koltuny, najgorsze wyciela vetka, ale jeszcze duzo zostalo, futro jest wrecz sfilcowane. Caly jest lekko brudny i chyba mial pchly. Zostal oczywiscie odpchlony, odrobaczony, nakarmiony - i siedzi przestraszony w mojej lazience (male kocie zostaly z lazienki eksmitowane), nie chce wyjsc z kontenerka...