MM po przyjeździe kilka dni syczała i prychała na wszystkich poza człowiekiem, wtedy jednak to Cirka ją zdominowała. Obie kotki nie przepadały za sobą, obie dogadały się z Liptonem, wojen nie było. Pojawiła się potem długowłosa zastraszona piękność i to ona wtedy ciut namieszała, bo okazało się, że panikuje, ale i atakuje... okazało się, że przygotowuje się do porodu. Wtedy MM zaczęła jakby rujkować, stała się bardzo miziasta i zaborcza wobec człowieka. Po porodzie jakby jej przeszło. Drugi rzut hormonów miała, kiedy przybyły małe pingwinki, po dwóch dniach zaczęła je wylizywać, chciała je nosić i uparcie biegała za nimi, by zebrać je "w gnieździe". Wtedy zaczęła atakować psy, by nie zbliżaly się do jej podopiecznych. Została wyadoptowana, ale najwidoczniej w nowym miejscu szybko zdominowała kotkę rezydentkę i to dość nieelegancko, bo wróciła po tygodniu. W sumie nie dziwię się, bo odkąd wróciła bezlitośnie gania Cirkę, jest taka rozgadana i nadpobudliwa. Potrafi być bardzo kochana, ale jest w tej miłości swojej strasznie zaborcza i nachalna. Kocięta traktuje super, ale resztę stadka tyranizuje. Poleciało kilka szklanych przedmiotów z szafek kuchennych, bo MM ściga Cirkę nawet po górnych szafkach. Radzę sobie, ale żal mi Cirki, bo fatycznie zaszywa się w kątach, żeby mieć spokój. W każdym razie MM stanowczo nie może mieć do towarzystwa innej kotki. Mogłaby pójść do adopcji z którymś z kociaków. Mam nadzieję, że jej się te hormony unormują.
