a gdzie tam spokój... od początku się tłuką... spokoju był cały tydzień jak czarna łaziła w kubraku po sterylizacji

i tyle mojego...
może to moje czarowanie ale po tych kroplach jakby lepiej... wciąż sykają i tluką się ale jakoś oszczędniej i bez zacięcia takiego jak wczesniej i nie tak często ... no zobaczymy...
w ten weekend nie dam rady bo jade matce kuchnię malować (tzn. mąż maluje a ja dryguję) ale w następny się zaprę i napasę Rolexa burakami (bo ona warzywa chętniej jada) i wypatrzę tego sikacza i już !
wczoraj koty dostały świeżego łososia co to dziś na obiad będzie i strasznie były zadowololne - Rolex zjadł kulturalną porcję bo on bardzo wyważony kot jest a Kara obżarła się do rozpuku... ona nie jest kulturalna i opycha się na full (a ja wciąż pamiętam jak na początku pilnowałam żeby jadła chociaż trochę bo nie chciała)... włazi nam do talerzy i musimy gonić

poza tym zima chyba idzie bo moje koty futro znów zmieniają

znów dużo kłaków fruwa... no chyba że to efekt łapoczynów, ale nie słychać w nocy, więc się chyba nie leją ... no albo leją się po cichu

musze kiedyś zrobić zdjęcie jak tłuścioch Rolex śpi w hamaczku przy drapaku - ledwo się mieści, ale widok jest rozczulający - teraz to jego ulubione miejsce

jak dobrze że dziś piątek...