Właśnie wróciliśmy ze szczepienia Tygryska.
Znów była haja, żeby go złapać do transportera, ale zaczynam nabierać wprawy :/
Teraz biduś siedzi nastroszony i wytrzeszczony w swojej Kwaterze Głównej (pod naszym łóżkiem).
Ale bardzo się cieszę, że się udało go zaszczepić tak sprawnie.
Za 2 tygodnie będzie gotowy na kontakt z patogenami

Dostał też zalecenie, żeby go odrobaczyć (ze względu na krew pojawiającą się dość często w kupce). Dostaliśmy taki śmieszny preparat, który aplikuje się na kark i wchłania się przez skórę

Dzięki temu będę mogła mu go zaaplikować podczas którejś z wieczornych miziawek - oczywiście gdy już przestanie się gniewać
Tak sobie cały czas myślę, jak sobie radzą osoby, które też w ramach ewakuacji dostały taki Dar Losu

... I jak te Dary Losu sobie radzą w nowych domach...