Oj dały mi dziś w nocy popalić skubańce płci męskiej.
Położyłam się około 2giej o 3.40 skończyło się moje spanie.
Chłopcy urządzili gonitwy. Każdy z każdym, wszyscy razem, wszystkie chwyty dozwolone.
Wstałam dałam pierwsze śniadanko, a może ostatnią kolację?
Podjadły, ale zamiast uskutecznić wskazaną po obżarstwie drzemkę, harcowały ze zdwojoną siłą.
Jedna Silence /przyzwoita kocica/ zamknęła się u Kiki w pokoju i miała wszystko w miejscu, gdzie kończy się tułów, a zaczyna ogon.
Epica, choć nie ma szans powodzenia w tego rodzaju zabawach, bardzo starała się zaistnieć. Po staranowaniu przez rude tornado, odpuściła i zajęła bezpieczną pozycję w koszyczku.
Piąta rano wstałam, zrobiłam sobie herbatę, poukładałam pasjansa ciągle mając nadzieję, że wreszcie się zmęczą.
Jeśli nawet któryś miał ochotę odpocząć, to szczuj Astaroth zachęcał do dalszej zabawy.
Zdecydowanie to on był prowodyrem całego zamieszania.
Szósta.

Nadal mam nadzieję, że wreszcie skończą!
Wołam na śniadanie. Wpitalają i .... reszta się powtarza!
/
K.....wa! Czy te koty spać nie muszą?!/
Wypoczęta Silence dołącza do zabawy. Na krótko na szczęście, bo teraz zabawa polega na tym, że Noise dokucza Silence, Astaroth obrabia Miodka.

Próbuję reagować i zaprowadzić porządek.
Silence ląduje u Kiki /
chociaż ona ma spokój/.
Chłopaki niezrażone kontynuują.
Próbuję dać dobry przykład /
może jak się położę, to pójdą moim śladem?/Dla odmiany próbuję nie reagować.
/Szlag mnie trafi!/ 
Czuję narastającą frustrację i walczę sama z sobą. Przypominam sobie teksty z książek o kotach, wg których kot 2/3 doby przesypia!!!
/K...wa! Chyba w narkozie!!!/Ósma. Zaczyna się uspokajać. Uffff..... Nareszcie! Jestem na skraju wyczerpania nerwowego.
Chłopaki się moszczą na fotelach, Miodzio w wiadomym miejscu.
Spokój. Błogość.
Budzi się Epica i przychodzi zaczepiać Miodka!
Miodzio próbuje zastąpić zapasy pieszczotami, ale jej ten wariant nie odpowiada.
Miodek przenosi się na parapet /tam jeszcze Mała nie wejdzie/.
Spokój? Błogość? Boję się mieć nadzieję, że jest po wszystkim.
I słusznie. Mała uruchamia grzechoczące piłeczki.
/Jesooo! Daj mi cierpliwość!/Wstaję. Czworakuję po chałupie zbierając te g.....a. Sprzątnęłam. Kładę się.
Spokój. Błogość. Nareszcie. Uffff.....
Do 10tej mam jeszcze chwilkę. Prawie usypiam. Jeszcze chwilka i...... słyszę grzechot kolejnej piłeczki.
Wygrzebała jakąś spod łóżka.
/A szlag by to.../
Wstaję.