Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
avild pisze:Masz rację. Tylko z tego, co czytam, nie chodzi o roszczenie jakichś praw względem kotów, które zabrałyście. One są podane jako przykład bardzo groźnej epidemii. Przecież nie chodzi tylko o te, które wyciagnięto, ale o te, których wyciągnąć nie zdążyliśmy.
Ten weekend mnie wykończył. Myślałam, by założyć jakiś osobny wątek na kociaki, może domy z kwarantanną mogłyby je powyciągać. Zawsze to szansa, dla jednego, dwóch. Tak jak piszesz. Ale nikt nie chce pakować się w drogie leczenie... A przecież można by zorganizować pomoc. Wiem, że napisałam tylko na wątku Palucha, ale odzew był praktycznie zerowy.Kurde, czy tylko ja w to wierzę? Czyżbym była mitomanką...
A teraz merytorycznie: schronisko ma procedury, wynikające z zapisów prawnych, podpisanych umów, statutu etc. - inaczej być nie może. W interesie Was wszystkich nie leży by te procedury - bo jak pewnie wiecie demokracja nie ustrzeże nikogo przed prawem i procedurami - były restrykcyjnie przestrzegane. I oczywiście nadal możecie wysyłać listy do posłów (z pewnością zajmą się tym z chęcia i natychmiast), wysyłać petycje do urzędów (tych samych, które sprawują pieczę i ustalają procedury), robić pikiety i obrażać pracowników, weterynarzy oraz dyrekcję - ale czy to coś zmieni?!
Ja proponuję zawiesić takie działania - nawołuję do działań od podstaw, krok po kroku - zgłaszania się do wolontariatu, poprawiania sytuacji przez pracę, rozmówy, negocjację, nawet kłótni, ale konstruktywnych, a nie potępianie w czambuł wszystkiego.
dragonfly.87 pisze:avild pisze:Masz rację. Tylko z tego, co czytam, nie chodzi o roszczenie jakichś praw względem kotów, które zabrałyście. One są podane jako przykład bardzo groźnej epidemii. Przecież nie chodzi tylko o te, które wyciagnięto, ale o te, których wyciągnąć nie zdążyliśmy.
Ten weekend mnie wykończył. Myślałam, by założyć jakiś osobny wątek na kociaki, może domy z kwarantanną mogłyby je powyciągać. Zawsze to szansa, dla jednego, dwóch. Tak jak piszesz. Ale nikt nie chce pakować się w drogie leczenie... A przecież można by zorganizować pomoc. Wiem, że napisałam tylko na wątku Palucha, ale odzew był praktycznie zerowy.Kurde, czy tylko ja w to wierzę? Czyżbym była mitomanką...
ja Ci powiem szczerze, że ja też nie jestem w stanie zasponsorować leczenia, nawet gorzej, bo od września zaczynam 2 uczelnie naraz ciągnąć, dlatego nie pracuję, nie mam za co leczyć. Mój kot ma sponsoring u mojej matki w przypadkach choroby. Aprobaty do tego co robię niestety też nie odczuwam, wręcz przeciwnie, dlatego rozumiem, że ciężko jest wziąć takiego kota i wydać własne pieniądze SZCZEGÓLNIE kiedy jego szanse są tak małe. Ja mogę tylko zaoferować tymczasowy tymczas i pomoc "techniczną" i wcale nie czuję się dobrze, że mogę tak mało...
Odpowiedź za sto punktów: jeśli procedury będą przestrzegane to nikt na tym nie wygra...
Co do koców: chyba się nie zrozumieliśmy... są symbolem licytowania się, kto więcej zrobił...
W kwestii radykalnych rozwiązań: rozumiem, że petycja jest takim rozwiązaniem... Pewnie masz też na myśli zwolnienie weterynarzy, pracowników i dyrekcji Palucha - po pierwsze nikt, łącznie z autorami petycji nie powinien w tej kwestii pierwszy rzucić kamieniem, po drugie to utopia, a jak wiadomo utopia nie jest konstruktywna chyba, że w warstwie publicystycznej...
chodzenie na palcach: rozumiem, że pojawianie się tam i praca z i dla kotów jest poddaniem się i sankcjonowaniem zastanego stanu rzeczy - mam odmienne zdanie i nie będzie mi lżej, jeśli położę się na styropianie, oklejając się petycjami i trzymając w dłoni spis postulatów, które w wersji "wszystko na raz" nie są do zrealizowania
praca u podstaw: definicję możesz znaleźć w internecie, co do filantropii to zabrzmiało to jak coś negatywnego, a raczej jak coś, co będąc amatorszczyzną przeciwstawia się "zawodowstwu petycji".
Reasumując: warto zacząć - nawet filantropijnie, choć tu akurat nie jest to adekwatne określenie działań - realizować po kolei pewne działania, a kiedy okaże się, że są one sensowne, realne i przynoszą efekty - wymagać zmian od dyrekcji schroniska. Wierzę, że mając w Was wsparcie będzie im łatwiej wyjść z okopanych stanowisk i wyciągnąć dłoń do tej wyciagniętej z drugiej strony. Powiększając okopy i wymyślając coraz to nową broń masowego rażenia nie doprowadzi się do zawieszenia wojny... A takie zawieszenie jest niezbędne, bo generałowie siedzą w swich sztabach a cierpią... zwierzęta.
Pozdrawiam, Krzysztof (TŻ)
Zofia&Sasza pisze:Paluch jest permanentnie zakażony pp.
...
To że przywożone kocięta masowo umierają na pp to coroczna reguła.
Najgorsze, że część tych kociąt to piwniczne mioty, które matka zostawiła tylko na chwilę, a "litościwi" mieszkańcy usłyszeli piski i wezwali SM. Może warto by pogadać z ekopatrolem? Może ktoś mógłby im walnąć szkolenie (np. Koteria)?
Never pisze:nie wiem o nikim, kto by taką skargę zgłosił! ja przeciez pisałam nawet tutaj, ze koty i kotka zostały wydane warunkowo! Osobie, ktora je adoptowała udzielono informacji na temat ich szans na przyżycie. Pisanie skargi na koty, ktore KTOŚ INNY adoptował, jest po prostu szczytem bezczelności. Szkoda, ze pani Elżbieta nie napisała do miasta, ze dziewczyny prosiły o najbardziej chore koty, takie, ktore mają najmniejsze szanse. W tym przypadku chwała schronisku, ze je wydało, bo to oznacza ze rozumie ono ze sznase kociaków są nikłe i zgadza się oddac komus, kto te szanse chce zwiększyć. Zal wielki, ze się nie udało, ale próbowaliśmy! Jesli pani Elzbieta sama zaadoptuje koty i jej umrą, niech skarży kogo chce. ale nich - litości - nie próbuje przemawiać w imieniu kogoś, kto wziął te koty z pełną siwadomością, ze moga umrzeć....
Henia pisze:Never ,ale po przeczytaniu na psy .warszawa odnoszę wrażenie że ktos napisał do P.Eli o tych kociakach i podpiął wątek z miau a ona może dalej przesłąła albo i nie ona tylko ktoś kto jej pomaga.Czy dobrze zrozumiałam ?
Użytkownicy przeglądający ten dział: northh, smoki1960 i 57 gości