Mam niezmierną chęć przytoczyć pewien cytat z Dnia Świra: "O żesz kur.wa, ja pier.dole"... (co wrażliwszych przepraszam).
Zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem doktor Emilka Ch. ze świdnickiej lecznicy z informacją, że przyszła pani, która przyniosła do lecznicy Bąbelkę i powiedziała (ta pani), że jutro (czyli dziś) mam przynieść do lecznicy Bąbla o godzinie 9.50, a ona zawiezie go do domu...
"No, ni cholery." - Myślę sobie. Mam swoje własne sprawy, nie jestem
chłopcem na posyłki, no i co to ma w ogóle być

: z nikim zainteresowanym kotem nie rozmawiałam, nie widziałam na oczy, nikt się ze mną nawet nie skontaktował.
No nic. Dzwonie dziś rano do Iwony, proszę o numer telefonu do laski, która przyniosła Bąbelkę. Dzwonię, mówię, że nie da rady, że koty wczoraj odrobaczane, że osłabione, że chce się skontaktować z osobą, do której kot miałby ewentualnie trafić. Laska bardzo niezadowolona z obrotu sprawy, mówi, że to koleżanka jej mamy chce kota, że teraz jest w Lbn, później już tu nie przyjedzie, a po kota
na pewno nie będzie jechała
aż (sic!) z Chełma. Mówię jej więc, że dla mnie ta podróż nie byłaby tak wielkim problemem i mogłabym kota dowieźć, jeżeli uznam, że będzie miał w nowym domu dobre warunki. Dziewczyna mówi: ok, później przekaże kontakt.
Przed wyjściem na zakupy, czytam. Dzwoni telefon, nieznany numer. Myślę sobie: "O, jak szybko!" Nic z tego...to matka lasencji...
Jakby ktoś mówił do mnie takim tonem na ulicy, prosto w twarz, to miałabym ochotę zdzielić po pysku.
Myślałam, że nie zdzierżę..."że co to ma być, że problemy, że kot ma być na już - teraz, że przecież córka była wczoraj w lecznicy i mówiła, że co ja sobie myślę, że mi nie zależy na adopcji, że oddam byle gdzie. Bo ja przecież mam w domu jednego kota i nie mogłam wziąć małej, bo ja już wzięłam formularz adopcyjny z lecznicy, bo moja córka przez pięć lat studiów nauczyła się
miłości do zwierząt (ale pokory i taktu to chyba obu pań nikt nie nauczył

), to zabrała kota z ulicy i zaniosła do lecznicy..."
No i najlepsze

Po moim: "Proszę o kontakt do osoby zainteresowanej", babka na to: "(blebleble)Niech się pani zobowiąże, że przez dwa tygodnie znajdzie pani dom kotu i
przedstawi mi jego warunki, że przyjedzie pani do Chełma
z kotem do potencjalnego domu i go sprawdzi! A jeżeli pani tego nie zrobi, to ja zrobię taką chryję na temat świdnickich adopcji, że już nikt kota od was nie zaadoptuje!"
(
What the fuck?!)
Powiedzcie mi, że to tylko ja jestem nienormalna i wymagam nie wiadomo czego, a zachowanie
reszty jest całkowicie usprawiedliwione, bo inaczej nie będę już wiedziała na jakim świecie żyję, wśród jakich ludzi.
Swoją drogą nie wiedziałam, że aż tak potrafię kłócić się przez telefon, w dodatku z obcą osobą (bo z obcymi przez telefon rozmawiać nie lubię wcale).
Stanęło na tym, że dziś w końcu dostanę numer kontaktowy do zainteresowanej adopcją kota osoby
Matko jedyna!
Cytaty niedokładne, oczywiście - jakby ktoś chciał się przyczepić (bo kto wie, czy robiąc chryję tu nie zawita), aczkolwiek sens ten sam.edit" "kur.wa" (bez kropki) zmieniło mi na "kurka wodna", a ja tak nie chciałam
