Z pamiętnika starego Filozofa.
Pańciostwo pojechali sobie na urlop i odcięli mnie od netu i forum. Zamieszkało tu ze mną sporo ludzi, po paru dniach już odróżniałem starszego Młodego Pańcia Juniora, który rządził jedzeniem naszym i ludzkim, jego narzeczoną, milczącą osobę, kolegę informatyka, który bez przerwy zajmował mi mój fotel, kolegę dysponującego samochodem, który był bardzo miły i ciągle mnie drapał po brzuszku (ale jego ulubieńcem jest Buras) i młodszego Młodego Pańcia Juniora, zwanego Młodym, który bywał rzadko, bo ciągle pracuje. Było wesoło, nie powiem, ciągle ktoś siedział po nocy na dole i grał na kompie, więc bardzo się wyrobiłem towarzysko.
Ale przed wyjazdem pańcio porządnie mnie wyczochrał po brzusiu, jak lubię najbardziej...

A pańcia wietrzyła gościnną kołdrę, a ja z Sielawką i Szarusią pilnowaliśmy, czy dobrze się wietrzy...

A jak pańciostwo wrócili, to dopiero było! Bałem się, że mała Gabunia dostanie zawału z emocji i radości, pańcia się prawie popłakała, a pańcio mnie podniósł do góry i powiedział, że zaraz zrobi porządek z kwestią fotela, tylko się wyśpi...

A potem pańcia weszła do kuchni, przylepiła się do stołu, powiedziała "o matkobosko!", dała mi wiaderko sera i zabrała się za sprzątanie. Lubię serek i nikomu nie dam swojego wiaderka!

A dziś pańciostwo wrócili późno i wszystko wróciło do normy. Pańcia twierdzi, że już się zdążyła po urlopie zmęczyć - i w pracy i w domu -, pańcio krzyczał w telefon, a teraz każde siedzi przy swoim kompie, pańcia na górze, pańcio na dole, a ja spokojnie mogę wybierać między wszystkimi fotelami. Nieźle jest...
