Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-część 8.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon maja 31, 2010 9:56 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

dalia pisze:
mirka_t pisze:Nowotwór złośliwy ma przerzuty i jesli takie nastąpią to będzie widać po kocie. Diagnoza nie zapobiegnie przerzutom.

jak będzie widać po kocie? też nie rozumiem


Dalia, przestań.
Przecież Ty widzisz po Szagim, że się dobrze lub źle czuje - ma Ci wlepić cytaty z Twojego wątku??
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon maja 31, 2010 10:03 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

O...to Ty czytasz coś więcej niż pierwszą stronę 8O
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

Post » Pon maja 31, 2010 10:04 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

pixie65 pisze:O...to Ty czytasz coś więcej niż pierwszą stronę 8O


:mrgreen:

[Ale ostatnio mam zaległości. :oops: ]
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon maja 31, 2010 10:05 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

mirka_t pisze: (...)Jeśli dostanę do ręki zaświadczenie o nowotworze złośliwym a tym samym szansa na wyleczenie zniknie przestanę kota męczyć. Tak, właśnie męczyć, bo dla Miszy życie w klatce ani wizyty u weta nie są szczęśliwym życiem. To wegetacja powiązana ze stresem.


Wiem tyle, ile Mirka napisze.
Nie wiem czemu postępuje wbrew temu, co sama pisze.

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Pon maja 31, 2010 10:09 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Agn pisze:Poza oczywiście:
1. faktem, że Mirka będzie wiedzieć z czym ma do czynienia i będzie mogła się pochwalić Dalii ile to kasy wydała na diagnostykę i leczenie, czym pewnie zamknie jej twarz, bo dalia nie będzie się miała już czego czepić.
2. faktem, ze Mirka będzie mogła w spokoju ducha i za aprobatą nawet niechętnych jej osób uśpić kota z nowotworem, przerzutami i opornego w obsłudze.
3. [gdyby jednak okazało się, że to nie nowotwór] faktem zadowolenia dalii w kwestii wszechstronnej, szczegółowej [no i oczywiście kosztownej] diagnostyki, co prawdopodobnie skutkowałoby również przyzwoleniem na eutanazję nieleczącego się i opornego w obsłudze kota.
Powyższe trzy konsekwencje dalszej diagnostyki Miszy jak widać nie obejmują ani komfortu życia, ani polepszenia stanu Miszy. Bo ja ich po prostu nie widzę. W tym konkretnym przypadku.

czuje się zaszczycona że Agn zwracasz uwagę na moje zadowolenie i dobre samopoczucie :mrgreen:
chciałabym jednak nadmienic ze ja zadałam pytanie w którym nie zawarte były zadne opinie i osądy - jeśłi czegoś nie rozumiem to po prostu pytam

Agn pisze:Przerzuty są zwykle nieoperacyjne. O ile nowotwór pierwotny [w zalezności od tego jaki jest, jak wygląda i gdzie jest umiejscowiony] można usunąć operacyjnie, to z przerzutami się tego nie robi - nie ma właściwie żadnych efektów terapeutycznych operowania przerzutów.
(.........)
Wracając do mnie i moich zasad postępowania - diagnostyka ma mieć znaczenie dla kota - a nie dla mnie. Każde moje posunięcie w przypadku kota, który jest trudny w leczeniu i diagnostyce konsultuję z Doc pod względem sensowności tych posunięć dla kota.
W skrócie - co nabyta w drodze diagnostyki wiedza może przynieść kotu. Nie mnie.
[BTW - warto starać się zrozumieć moja odpowiedź na pytanie Jany w moim wątku o to, czy kocięta miały zrobioną morfologię].

tu sie zgadzam - diagnostyka ma miec znaczenie dla kota - nie rozumiem dlaczego twierdzisz ze dla Miszy ta diagnostyka znaczenia nie ma.
Obrazek

dalia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17361
Od: Nie maja 09, 2004 16:08
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon maja 31, 2010 10:10 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Agn, chwalenie się komukolwiek nie ma tu nic do rzeczy. Jest diagnoza - jest decyzja, nie zaś działanie na oślep na zasadzie "być może to". Zwróć uwagę na to, co pisze pixie65. Z jej postu wynika, że leczenie nowotworów złośliwych jest w Polsce co najmniej problematyczne (delikatnie rzecz ujmując). W tej sytuacji diagnoza daje odpowiedź na pytania:
a) czy Misza jest kotem hospicyjnym (wtedy można , co zależy od decyzji Mirki, przekazać go lub nie, do hospicjum)
b) czym leczyć Miszę (w przypadku wykluczenia nowotworu). Może się okazać, ze jest to np. choroba przewlekła, lecz uleczalna, wywołana "przezcośtam". Oczywiście diagnoza odpowie na to pytanie jedynie pośrednio.
W rezultacie dochodzimy do sedna sprawy - nie męczyć niepotrzebnie kota (co podkreśla też Mirka i z czym absolutnie się zgadzam).
не шалю, никого не трогаю, починяю примус ;)
Aktualnie na pokładzie: Nadszyszkownik
Nasze koty za TM(w kolejności zgłoszeń): Kulka [*] 17.03.2023, Gluś [*] 26.03.2020, Zmrol [*] 24.09.2023, Żwirek [*] 07.06.2024
Robalek['] Kredka['] Pirat['] Połamaniec [']

zabers

Avatar użytkownika
 
Posty: 26197
Od: Nie lut 08, 2009 14:21
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon maja 31, 2010 10:12 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

mirka_t pisze:Nie odpowiadam dalia, bo oczywiście się brzydzę.

trudno przejść obojetnie :mrgreen:
Obrazek

dalia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17361
Od: Nie maja 09, 2004 16:08
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon maja 31, 2010 10:12 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

mirka_t pisze:Jedyne, co jeszcze będę mogła zrobić to dać do badania wymaz z rany, choć rana nie wyglądała na zainfekowaną bakterią.

Warto zrobić wymaz, może to jakaś oporna na antybiotyki bakteria?
Obrazek

MariaD

Avatar użytkownika
 
Posty: 39223
Od: Pt mar 19, 2004 18:31
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pon maja 31, 2010 10:13 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Agn pisze:
Jana pisze:A o przerzutach słyszałaś? :)


No.
I co z tego?

Przerzuty są zwykle nieoperacyjne. O ile nowotwór pierwotny [w zalezności od tego jaki jest, jak wygląda i gdzie jest umiejscowiony] można usunąć operacyjnie, to z przerzutami się tego nie robi - nie ma właściwie żadnych efektów terapeutycznych operowania przerzutów.

A jednak się robi, to zależy od rodzaju nowotworu i miejsca przerzutu.

Agn pisze:Co do sensownego diagnozowania.
Jeśli chodzi o moje działania - wszelka diagnostyka jest rozpatrywana pod kątem tego, jakie wymierne efekty może przynieść konkretnemu kotu.
Dość ogólne twierdzenie Jany:
Jana pisze:To nie jest tylko kwestia "czy to nowotwór", ale również "jaki" - jeśli jest, a jeśli nie, to co powoduje problemy z uchem. Na te pytania badanie histopatologiczne mogłoby odpowiedzieć. W zależności od rodzaju i powodu zmian można ustalić leczenie albo rodzaj opieki paliatywnej. Podejmować decyzje.

Tak więc nawet do szczęścia takie badanie mogłoby się przydać.

jest oczywiście prawdziwe.
Natomiast dalsza szczegółowa diagnostyka z czym mamy do czynienia, w kwestii akurat leczenia i 'szczęścia' Miszy niczego nie wniesie.
Poza oczywiście:
1. faktem, że Mirka będzie wiedzieć z czym ma do czynienia i będzie mogła się pochwalić Dalii ile to kasy wydała na diagnostykę i leczenie, czym pewnie zamknie jej twarz, bo dalia nie będzie się miała już czego czepić.
2. faktem, ze Mirka będzie mogła w spokoju ducha i za aprobatą nawet niechętnych jej osób uśpić kota z nowotworem, przerzutami i opornego w obsłudze.
3. [gdyby jednak okazało się, że to nie nowotwór] faktem zadowolenia dalii w kwestii wszechstronnej, szczegółowej [no i oczywiście kosztownej] diagnostyki, co prawdopodobnie skutkowałoby również przyzwoleniem na eutanazję nieleczącego się i opornego w obsłudze kota.
Powyższe trzy konsekwencje dalszej diagnostyki Miszy jak widać nie obejmują ani komfortu życia, ani polepszenia stanu Miszy. Bo ja ich po prostu nie widzę. W tym konkretnym przypadku.

Wracając do mnie i moich zasad postępowania - diagnostyka ma mieć znaczenie dla kota - a nie dla mnie. Każde moje posunięcie w przypadku kota, który jest trudny w leczeniu i diagnostyce konsultuję z Doc pod względem sensowności tych posunięć dla kota.
W skrócie - co nabyta w drodze diagnostyki wiedza może przynieść kotu. Nie mnie.
[BTW - warto starać się zrozumieć moja odpowiedź na pytanie Jany w moim wątku o to, czy kocięta miały zrobioną morfologię].

Nie sztuką jest uzbierać tysiące na szczegółową diagnostykę jednego kota. Sztuką jest - mając pod opieką kilka problematycznych kotów i dysponując pieniędzmi darczyńców - tak organizować leczenie i diagnostykę, by była ona z jak największym pożytkiem dla kota.

Pomijając złośliwości :mrgreen:
Czy tu chodzi o kasę? 8O Nie bardzo rozumiem w jaki sposób badanie histopatologiczne wycinka po operacji Miszy miałoby być uciążliwe dla kota albo nawet dla ludzi... Co do korzyści z poznania wyniku badania (dla kota!), nie będę się powtarzać (ani polemizować ze zwyczajnym wyzłośliwianiem się na dalii).

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Pon maja 31, 2010 10:14 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Jana pisze:
mirka_t pisze: (...)Jeśli dostanę do ręki zaświadczenie o nowotworze złośliwym a tym samym szansa na wyleczenie zniknie przestanę kota męczyć. Tak, właśnie męczyć, bo dla Miszy życie w klatce ani wizyty u weta nie są szczęśliwym życiem. To wegetacja powiązana ze stresem.


Wiem tyle, ile Mirka napisze.
Nie wiem czemu postępuje wbrew temu, co sama pisze.


A ja to rozumiem tak.
Jeśli Mirka zrobi już badania w kierunku nowotworu, to uśpi Miszę w dniu otrzymania diagnozy - mając podstawy do tego [diagnoza, fakt braku perspektywy wyleczenia i zero możliwości opieki paliatywnej u tego akurat kota, którego nie można zabezpieczyć przed rozdrapywaniem rany, a zapakowany w kołnierz nie je i nie pije, kota któremu nie można bezstresowo podawać leków i tak dalej - o wszystkim jest napisane w wątku].
Póki nie ma diagnozy o nowotworze - nie ma wyroku - jest nadzieja. [że se na patos pozwolę :? ]
W tej chwili Misza miał wdrożone takie postępowanie, jakby to był nowotwór złośliwy - czyli najgorsza opcja z jego perspektywy. Nic więcej - dla niego - nie można zrobić. I w pewnym sensie - choć Mirka pewnie temu zaprzeczy - już wprowadziła leczenie paliatywne.
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon maja 31, 2010 10:16 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Agn pisze:Dalia, przestań.
Przecież Ty widzisz po Szagim, że się dobrze lub źle czuje - ma Ci wlepić cytaty z Twojego wątku??

pewnie ze wiem :mrgreen:
wiedziałam ponadto co mogło (bo to juz stan przeszły) powodowac to złe samopoczucie i w odpowiednim momencie wkroczyc ze stosownymi lekami,
Obrazek

dalia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17361
Od: Nie maja 09, 2004 16:08
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon maja 31, 2010 10:16 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Mała uwaga - wypadam z dyskusji - bo jadę na diagnostykę Noela. [Bo chyba nikt nie będzie mnie podejrzewał o to, że zamilkłam, bo nie mam nic do powiedzenia. :mrgreen: ]
Kocie Hospicjum -1% - KRS 0000408882

'Pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym, kim jesteście'

Agn

Avatar użytkownika
 
Posty: 22355
Od: Pt paź 21, 2005 14:01
Lokalizacja: Toruń

Post » Pon maja 31, 2010 10:17 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Agn pisze:
Jana pisze:
mirka_t pisze: (...)Jeśli dostanę do ręki zaświadczenie o nowotworze złośliwym a tym samym szansa na wyleczenie zniknie przestanę kota męczyć. Tak, właśnie męczyć, bo dla Miszy życie w klatce ani wizyty u weta nie są szczęśliwym życiem. To wegetacja powiązana ze stresem.


Wiem tyle, ile Mirka napisze.
Nie wiem czemu postępuje wbrew temu, co sama pisze.


A ja to rozumiem tak.
Jeśli Mirka zrobi już badania w kierunku nowotworu, to uśpi Miszę w dniu otrzymania diagnozy - mając podstawy do tego [diagnoza, fakt braku perspektywy wyleczenia i zero możliwości opieki paliatywnej u tego akurat kota, którego nie można zabezpieczyć przed rozdrapywaniem rany, a zapakowany w kołnierz nie je i nie pije, kota któremu nie można bezstresowo podawać leków i tak dalej - o wszystkim jest napisane w wątku].
Póki nie ma diagnozy o nowotworze - nie ma wyroku - jest nadzieja. [że se na patos pozwolę :? ]
W tej chwili Misza miał wdrożone takie postępowanie, jakby to był nowotwór złośliwy - czyli najgorsza opcja z jego perspektywy. Nic więcej - dla niego - nie można zrobić. I w pewnym sensie - choć Mirka pewnie temu zaprzeczy - już wprowadziła leczenie paliatywne.


Czy nie widzisz sprzeczności w kolorowych fragmentach?


edit - ten fragment z patosem :wink: przypomina mi sposób myślenia "jak nie pójdę do lekarza, to nie będę miała raka" :roll:

Jana

 
Posty: 32148
Od: Pt sty 03, 2003 19:59
Lokalizacja: Warszawa (Koło)

Post » Pon maja 31, 2010 10:20 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Szwy zdjemujemu w środę i nawet jeśli część rany nie będzie zarośnięta to nie znaczy to, że nie może się zagoić z czasem. Pożyjemy, zobaczymy. Diagnoza czy jest nowotwór czy też go nie ma nie jest mi potrzebna i będę się przy tym upierała. Decyzje co dalej z Miszą będę podejmowała wspólnie z wetem i jego wirtualną opiekunką.
Obrazek<=klik
Obrazek

mirka_t

 
Posty: 12774
Od: Pon gru 20, 2004 18:21
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon maja 31, 2010 10:23 Re: Moje koty-moje szczęścia i nieszczęścia-47 kotów-Bydgoszcz.

Jana pisze:
Agn pisze:
Jana pisze:A o przerzutach słyszałaś? :)

No.
I co z tego?
Przerzuty są zwykle nieoperacyjne. O ile nowotwór pierwotny [w zalezności od tego jaki jest, jak wygląda i gdzie jest umiejscowiony] można usunąć operacyjnie, to z przerzutami się tego nie robi - nie ma właściwie żadnych efektów terapeutycznych operowania przerzutów.

A jednak się robi, to zależy od rodzaju nowotworu i miejsca przerzutu.

Jana, a jakieś konkrety? Jak Twoi weci leczyliby nowotwór złośliwy umiejscowiony tak jak u Miszy i dający przerzuty również w możliwych do przewidzenia miejscach?
Pytałaś może o taki przypadek?
OUT OF ORDER Obrazek

pixie65

 
Posty: 17842
Od: Czw paź 20, 2005 9:53

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: askaaa88 i 857 gości