Betta pisze:Ooo zauważyłam na podanym wątku opinię pani, która w Radlinie zajmuje takie stanowisko, że przy całej świadomościu sytuacji (w 2006 r) przez 4 lata nie zrobiła nic oprócz tego, że pomaga dokarmiac te koty (z wywaidu z p.Irena).... ale oto co napisała p. Henning - doradca w Biurze Porad Obywatelskich w Radlinie, do której sama p.Irena nieraz chodziła po porade :
"Problem w tej sytuacji polega na tym, że nikt jej nie traktuje poważnie i ludzie robią jej na złość. Inna sprawa - gdyby znalazlo sie parę osób , ktore nie mają tak fatalnej opinii, jaką ona sobie wyrobila, może byłaby jakaś szansa zrobić cioś dla zwierzaków w mieście wespół z różnymi organizacjami, które tam działają. Nie chodzi o jakies 'akcje". Po prostu kilka rozsądnych osób, które chociażby przed jej sąsiadmi pokażą, że tamta nie jest zupełnie sama i są inni ludzie, którzy także interesują się losem zwierząt. Może przynajmniej udaloby sie te zwierzaki wysterylizować ...
....To nie jest do końca tak, jak napisałaś. Osoba ma fatalną opinię, fakt faktem, nerwowo reaguje, gdy ktoś jej dokucza. Ma pewne środki do życia BARDZO BARDZO SKROMNE. Ale jest zdrowa psychicznie. Jej pobyt w szpitalu został 'nagrany' przez złośliwych sąsiadów. Wiem to ze swoich "instytucjonalnych" źródeł. Sprawa po prostu nadawała się do prasy i do Rzecznika Praw Obywatelskich, tylko, że ona juz nie walczyla o siebie, a o te zwierzęta. Przygarniała wcześniej te, ktore prawdopodobnie były maltretowane. Ludzie niszczyli jej jakieś lokum, które ona urządzala zwierzakom na osiedlu, więc trzymala je w domu. Podobno zwierzęta jej zabijano. Inna sprawa, że one się u niej mnożyły, bo jej nie stać na sterylizację. Dlatego właśnie, gdy trafilam na post p.wet, podniosłam tą kwestie na nowo. Niestety u nas w mieście nie ma ludzi, którzy robiliby cos wspólnie, chociaz na wlasna ręką dla zwierzaków. Ja takich nie znam."
pewnie i dzis wiele w tym prawdy... ale powiem Wam że przy tej całej sytuacji to dla mnie p. Irena sie trzyma jak trza... i w tym wszystkim jest kulturalna.... nadawała na włądz e..owszem, ale nie chamsko, tylko ze złości i niemocy.... powiedziała mi "prosze wybaczyć, krzycze już z przyzwyczajenia....krzycze, bo chce żeby w końcu ktos usłyszał, żeby pomógł...ja juz tak nie moge żyć, one też nie...."
Zaznaczyłam w wypowiedzi Betta cos (dla mnie)bardzo ważnego.
Nie dziwi mnie że P.Irenie zwyczajnie nerwy puszczają,z tego co przeczytałam w tym wątku ona jest sama,stała się pośmiewiskiem dla całej okolicy bo zbiera koty,zapchlone,chore,nierasowe,jedni wywalają za drzwi,a P.Irena wpuszcza do domu.Pewnie niewyżyta młodzież "zabawia" się w bicie kotów przy cichym aplauzie swoich rodzin.Ta kobieta jest zaszczuta,wyśmiewana,opluwana,traktowana jak "gorszy człowiek" bo karmi zwierzęta które mleka nie dają i jajek nie znoszą(ktoś i ze mnie się tymi słowami wyśmiewał).
To czysty rasizm,poniżać człowieka bo ma w domu gady,ptaki,dzieci czy koty.
Ale ona jest sama.Samiutka,bez wsparcia jakiegokolwiek.
Nic w sytuacji tej kobiety i jej kotów się nie zmieni,jeśli nie znajdzie sie choć jedna osoba mogąca na miejscu,systematycznie pilnować:sterylek,leczenia,organizować choćby bazarki,robić ogłoszenia adopcyjne(tu konieczny jest dostęp do internetu).
Samej by mi pewnie,przy takim poparciuokolicznej ludności w końcu ręce opadły.