
Dobrze chociaż, że nie wyglądała źle..

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Kaprys2004 pisze:Przeczytałam sobie kilka stron z przełomu listopada i grudnia. Horror.. Co chwilę jakieś umierało..
Kaprys2004 pisze:Melduję, że kończę dzisiejszy koszmarny dzień. Złych wieści i emocji wystarczy mi na długo..
Zaczęłam od poranka, kiedy karmiłam jedno małe ze strzykawki (umieją jeść stały pokarm, pić wodę, a nie jarzą, że umieją pić mleko), kiedy mój syn powiedział, że mam problem..
Miałam. Umyłam zęby, cokolwiek na siebie wrzuciłam i wskoczyłam do samochodu z małą biało-burą, która ledwo żyła.
W drodze przypomniałam sobie, że muszę niestety jechać do całodobowej kliniki, bo żadne lecznice jeszcze o 8 w sobotę nie działają. W Al. Niepodległości zajęli się malutką, zostawiłam ją w szpitalu, po kilku godzinach już było dużo lepiej.. Nie wiadomo co jej jest, ale podejrzewają zapalenie opon mózgowych. Oznacza to tyle, że muszę wszystkie od siebie izolować. Tj. moje starsze - trzy maluchy - jedną małą..
W południe byłam w Boliłapce. Nie podobał mi się katarek Kreseczki i większy brzuszek Julisi. Katarek wyleczymy pewnie za kilkanaście dni, ale jest duży problem z Julitką. Maciej pobrał płyn z jamy brzusznej. FiV-u wg niego nie ma, za to ma zapalenie otrzewnej. Słaby kot - słabe zdrowie - słabe rokowania - długo nie będzie żyła. Na razie robione są badania krwi, rodzaju bakterii i w zależności od tego jaka to bakteria, może da się zrobić jej operację, oczyścić z ropy wnętrze, zrobić sączki..
Serce mi się rozrywało, bo moja maleńka płakała na stole żałośnie, tak jak w listopadzie kiedy umierała...
Kiedy wróciłam do domu, trzy maluchy przelewały mi się przez ręce, jedno miało 36.5 st., więc w torbie ułożyłam ciepłe butle z wodą i wsiadłam do autobusu (w międzyczasie zepsuł mi się samochód). Wiozłam ledwo żywe koty do tej samej lecznicy, gdzie jest pierwsza malutka, bo znowu żadna inna "normalna" nie pracowała. W lecznicy dałam im wody i małe ożyły. Trochę rozjeżdżały się łapki małej czarnej, leżała jak sparaliżowana, więc znów się zaniepokoiłam. Podczas badania lekarka stwierdziła, że w zasadzie zachowują się jak zdrowe kociaki.. Umówiłam się na ich obserwację i ewentualny powrót, jeżeli będzie źle. Nie wiem po co się "umawiałam", bo było to oczywiste.. Pierwsza mała podobno jest stabilna i ok.. Jutro pewnie będzie do odbioru. W drodze powrotnej maluchy spały jak zabite, "utłukł" ich pomruk autobusu i chyba było im b. ciepło, bo chłopak zaczął dyszeć. W domu dałam im jeść, pić i.... zaczęły szaleć w klatce i po pokoju jak najzdrowsze koty. Później same padły i z pokoju przeniosłam je do klatki, gdzie bez problemu spały dalej. Były ze mną w drodze przez cały dzień, przez prawie 13 godzin, nie dziwota, że były zmęczone. Nie dziwcie się mi jednak że dostałam histerii, bo przelewający się przez dłonie kociak nie jest widokiem natualnym i oczywistym..
Idę spać, bo padam emocjonalnie i fizycznie. Nie wiem czy się nadaję do tego wszystkiego..
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 27 gości