wczoraj odebrałam kolorową i wypuściłam na jej podwóreczku. Cwaniara, od razu poszła do kociej szopki, usiadła przed drzwiami i zaczęła się pucować. Po drodze miała minę, jakby jej już było wszystko jedno, ale jak zatrzymałam auto i wyniosłam transporterek, to dała taką arię, że rozmawiający na podwórku obok sąsiedzi, zamilkli z lekka przerażeni
TŻ powiedział, że wycięte kotki musiały tak ładnie nagadać na nas w okolicy, że nawet rudy na wyżerkę przestał przychodzić

nic to, poczekamy, aż zapomni o plotkach i skusi się na coś dobrego, a wtedy cap! chłopy na szczęście mają krótką pamięć. Kolejny raz myślę z zadowoleniem, że udało się zabrać w poniedziałek wszystkie 4 dziewuchy. Nie raz już spotkałam się z sytuacją, że złapana i wycięta kotka "opowiada" innym na swoim terenie no i można zapomnieć o łapance przez jakiś czas. Te uprzedzone przez poszkodowaną koleżankę nie zbliżą się do klatki za Chiny Ludowe...
Klemens łazi po domku i miągwi. Ta krótka ucieczka na podwórko sprzed kilku dni poskutkowała tym, że już wie, że tam jest trawa i mnóstwo różnych rzeczy do obejrzenia i obwąchania, Więc albo się snuje, albo przesiaduje na parapetach i wyje pod niebiosa.
Miriamóffka się mnie boi

nie wiem, czemu, nic jej nie zrobiłam przecież. Leżysobie na pufie na środku, przechodzę, chcę pogłaskać - kuli uszy i całe ciałko i odsuwa się od mojej ręki, albo wręcz przeciwnie - usiłuje mnie trzepnąć łapą

Coś jest nie tak, tylko nie wiem co... a może jej też koleżanki-sąsiadki naopowiadały?...? Poza tym mam schizy - ona żre tyle co chłopaki razem, jest drobna, ale okrągła. I ja już oczywiście widzę, że wcale a wcale nie była ciachnięta. I wyobrażam sobie i już się wstydzę, że przyjeżdżam do CC z okrągłą - więc chorą, na pewno wodobrzusze ! - Miriamóffką, a tam...
