No to trochę pisania
(a że ja jestem gadułą, to będzie co czytać
)Noc - o matko!!! Nikomu nie życzę głodówki kota i tak wyposzczonego przez np. chorobę. Żal kota i życie traci sens

Niki wciąż przychodziła, miauczała, prosiła-błagała wręcz. Ciągle zaglądała do śmietniczki. Nie odstępowała mnie na krok, chyba że szperała w kuchni.
Rano od razu wyczuła, że coś się święci, ale oporów wielkich nie było. Po jakiś 20 min. drogi zaczęła miauczeć tak żałośnie, że serce bolało

Chciała się wydostać i próbowała rozpracować transporter. Zajechałyśmy na miejsce 1,5 godz. przed czasem (żadnych korków nie było, choć rzeczywiście jechałam trochę dłużej niż zwykle). Wypuściłam Nikunię z transportera, aby w samochodzie wyprostowała sobie kości. Nawet przysnęła trochę.
Scenariusz miał być taki: badanie przez panią doktor, usg i krew na pewno, a rtg i rtg z rozmazem ewentualnie, a gastroskopia - ostateczność. I to wszystko w konsultacji z moją panią wet.
A było: od razu chęć zabrania mi kota, w celu pozostawienia do ok. 14-tej, zrobienie w pierwszej kolejności gastroskopii po znieczuleniu, a reszta nie wiadomo.
Choroba, no tak się wkurzyłam. Przecież po znieczuleniu, to nawet krwi bym nie zbadała, a i tak moja wetka nie zalecała takiej ingerencji wewnętrznej. Twierdziła, że nie ma aż takiej potrzeby robić gastroskopię. Wszystko krąży wokół kasy...
A Niki i tak bez opieki bym nie zostawiła - mało razy to ona czuła się porzucona?
Wysłano mnie na rtg i zrobiono od razu z kontrastem

Potem na usg - a kontrast już w żołądku i jelitach

Potem pobranie krwi przez starszą (ok. 70-tki) panią weterynarz, b. sympatyczną, kt. tak delikatnie zajęła się Nikunią, że nawet pokazała nam swoją paszczę, a tam...

tragedia

Straszny stan zapalny, nawet aż z tyłu przy gardle. Ze stresu krew nie chciała lecieć. Pani weterynarz, strasznie ubolewała nad Nikunią, że taka bida chuda, że wymiotuje i "aż" z Siedlec przyjechała

Krew była na cito, "bo kicia z Siedlec nie może czekać"

A i tak czekałyśmy na ten wynik najdłużej.
Nikunia wszystkie badania przeszła wzorowo, grzecznie, oczywiście bojąc się, ale nie uciekała, choć czasem próbowała schować się do transportera. Do usg nie ogolono brzuszka, co mnie b. cieszy

Na koniec konsultacja z panią gastrolog (co chciała od razu na gastroskopię wziąć kiciunię), kt. potwierdziła stan zapalny w pysiu i zdiagnozowała prawdopodobny stan zapalny żołądka

Zbierając do kupy:
- ciał obcych w przełyku i żołądku - brak;
- najprawdopodobniej jest stan zapalny żołądka - próba zaradzenia poprzez dietę, czyli karmę sensitivity RC lub Z/D Hill's, na razie bez leków, a w razie dalszych problemów konsultacja telefoniczna, co do leków;
- wg usg: śledziona, nerki - ok, przełyk i żołądek - ok, pęcherz moczowy bez złogów i zmian w ścianie, pęcherzyk żółciowy i drogi żółciowe - ok, jelita -budowa i perystaltyka - ok, węzły chłonne niepowiększone, brak płynu wolnego w jamie brzusznej, wątroba trochę powiększona, widoczne zwapnienia (to może być efekt leczenia grzybicy), bez zmian ogniskowych;
- rtg z kontrastem - szybkie wejście do- i wyjście z żołądka treści - wskazuje na stan zapalny żołądka;
- krew wskazuje, że ogólnie wszystko jest ok (opinia lekarza, bo ja kompletnie się nie znam, a nie mogę dziś zeskanować wyniku), tylko ten stan zapalny - pysio i pewnie żołądek.
Jutro zabieram wszystko do mojej pani wet i przegadamy to. Na pewno kamień jest do usunięcia, a jeśli stan się nie poprawi, to usuwamy ząbki

Kły mają zostać. Muszę kupić te karmy, a na razie gotuję różne mięsa, szatkuję na miazgę i daję w "rosołem", na kt. to mięso gotowałam i olej z pestek winogron (ma właściwości odkłaczające) - tego Niki nie wymiotuje.
Po badaniach dałam Nikuni trochę mleka Wiskas'owego, bo od wczoraj nic nie piła

i trochę pasztetu Gourmet. I w domu, po powrocie to powtórzyłam. W obu przypadkach w małych ilościach. Potem pojechałam do sklepu, a po powrocie w przedpokoju zastałam kałużę wymiocin

Przestaję na razie dawać gotowe karmy. Kupię tylko wskazane karmy weterynaryjne. 2,5 godz. temu dostała mięso w rosole i jest ok. Teraz dostała znowu mikro porcję i jak na razie ok

Idziemy tym śladem

W drodze powrotnej Nikunia troszkę płakała, ale wciąż mocowała się z kratką w transporterze. Moja mama (kt. chciała nam towarzyszyć do W-wy i przydała się

), postanowiła Nikunię wziąć na kolana i całe szczęście, bo kicia uspokoiła się i drzemała trochę. Między moja mamą i Nikunią rośnie więź

Niki skrada pomału jej serce

Po krótkiej drzemce na kanapie, Niki obudziła się, bo w końcu chciała coś zjeść (wcześniejsze przecież zwróciła) i wsadziła pysia do mojego kubka.

piła moja kawę z mlekiem

Nowe upodobanie, czy głód?

To tyle z długiego, stresującego, męczącego dnia.
Dzięki za wszystkie myśli i kciuki
