Zdecydowanie mam w domu duchy

- wyspecjalizowały się w otwieraniu dolnej szuflady w kuchni

. Dobrze, że tam nie ma nic ostrego

.
Ponieważ wczoraj było dosyć zimno a ja wracałam do domu wieczorem, poprosiłam Tatę, żeby zajrzał do mnie i ewentualnie zamknął okno, żeby przypadkiem kotecki nie zmarzły

. Rzecz udała się połowicznie - Tata zajrzał, okno znalazł bez trudu po czym dostałam telefon "wiesz, chciałem zamknąć okno, ale coś dużego, czarnego i włochatego wbiegło po siatce na framugę okna i teraz siedzi, patrzy na mnie z góry i bezczelnie mruży oczy ... w pokoju jest ponad 19 stopni to chyba wytrzymają, co? a drugi wlazł mi na kark i mruczy do ucha ..." no więc wizyta była udana

. Koty oczywiście przeżyły do wieczora, dzięki czemu mogły się napraszać o smakołyk
