Za szybko się cieszyłam... Chyba w ogóle nie powinnam się głośno cieszyć...

Niki znów wymiotuje

jak tylko coś zje, nawet niewiele, zaraz ją zrywa

Zrobiłam jej dziś zastrzyk przeciwwymiotny, dałam kroplówkę i głodówka do jutra. Niestety, jak wbiłam się igłą z kroplówką, Niki mi zwiała

Musiałam znów ją łapać, ale nie była to gonitwa. Po prostu znalazła sobie kącik i przycupnęła, jakby wiedziała, że nie ma szans... A jutro znów płynne jedzenie

Niki nie chce sama jeść takiego jedzenia, więc znowu będzie strzykawka... Ona kiedyś ze stresu padnie...
Muszę rozważyć opcję badania endoskopowego. Pod względem ryzyka dla Niki (pod znieczuleniem) i niestety finansowym... Na pewno będzie usg i badanie krwi, a jeśli wyjdzie coś nie tak, dodatkowo przydałaby się endoskopia. Być może uda się to załatwić w najbliższy poniedziałek, ale w innej klinice, też w W-wie. Wetka się tym zajmuje. Ma się dowiedzieć o termin i koszty. Naprawdę ona się przejmuje Nikunią, wydzwania do mnie, dopytuje.
Brana była pod uwagę opcja rtg z kontrastem, ale musiałybyśmy być z Nikunią w klinice cały dzień i drożej by wyszło, a i tak lepsze diagnozy daje endoskopia.
A moja bieda znów markotna i śmiertelnie na mnie obrażona: siemię przez strzykawkę, zastrzyk, dwa wkucia kroplówką i przytrzymywanie przy kroplówce (ale nie wyrywała się). Do tego wcześniej zrobiła sobie wycieczkę po klatce schodowej i zeszła piętro niżej, a gdy chciałam ja wziąć na ręce, bo się wystraszyła, zaczęła uciekać na oślep. Gdy niosłam ją na rękach, drapała, a gdy wypuściłam w domu, ogon maiła nastroszony, że dwa razy grubszy się zrobił.