Trzeci dzień trwa u mnie apokalipsa z figurami, czyli remont tarasu, takie tylko 25 metrów kwadratowych, ale za to jaka masakra
Naprzód było kucie dwóch warstw kafli, potem dzień robienia tak zwanego opierzenia i izolacji, a dzisiaj horror prawdziwy- dwa kubiki betonu suchego. Wożenie taczkami, podjazdami na taras, wysypywanie, rozprowadzanie, równanie, itd.
Beton wszędzie. Suchy bo suchy, a raczej taki trochę wilgotny, ale on sie wiąże
Koty oczywiście całymi dniami zamknięte i biedne, dopiero wieczorami, jak panowie robotnicy sobie szli i wszystko było suche, wypuszczałam towarzystwo.
Pomacałam ten beton i otworzyłam drzwi. Niech sobie biegają
I tu zadzwoniła Bungo

Roztoczyła przede mną wizję zabetonowanych kotów. To znaczy, że one będą całe w tym pyle i kruszywie między paluszkami, a potem się wyliżą i zwiążą tym betonem. Zapadła uchwała, że mam im umyć łapki.
16 łapek

W misce.
Czekałam z miską i ręcznikiem na pierwszą ofiarę. Wpadła Cosia, ale mowy nie było, żeby jej łapki do tej miski włożyć.
Zaraz potem pojawił się Micio i też nie pozwolił sobie włożyć łapek do miski. Przednich. No to sobie myślę, ze może tylne
Wzięłam go pod paszkami do góry i zjeżdżamy tylnymi do miski. Tu nastąpił kataklizm. Kopnął tę miskę, która stała na stole i
zalał wszystko dookoła i nie tylko.
Nie będzie mycia łapek

Czitka po pierwszej próbie się pogniewała, a Balbusia narobiła wrzasku na całą dzielnicę i nawiała do szafy.
Jutro na szczęście dzień bez fachowców!