
Moja Duża coś słabowata. Bez trudu zabrałam jej piórka i sama nimi wywijałam.


Ale najfajniej jest znaleźć pod szafą piłeczkę

Przeczytałam z uwagą Wasze spostrzeżenia....
Oj-tak-tak koty-stworzenia nieprzeniknione

Cały czas mam na uwadze, że Ruda była kotem wolnożyjącym.
Szczególnie "za potrzebą" bardzo chciałaby wyjść na dwór,
żwirek rozsypuje z kuwety po całym pokoju.

W zabawie biega po mieszkaniu z wielkim impetem.
Poza tym widzę ciągle tkwiący w niej uraz po dwóch przeprowadzkach.
Chorobliwie boi się złapania i następnego wywiezienia, następnej utraty "swojego ludzia".
Już nawet głaskanie zaakceptowała - byle ciągle poświęcać jej swoją uwagę.
Dzisiaj w nocy obudziła mnie o trzeciej rozpaczliwym miauczeniem,
bo spaliśmy wyjątkowo spokojnie i cicho - zupełnie jakby miała wrażenie, że została sama.
Ocierała się o nogi z głośnym mruczeniem, nadstawiła łepek do pogmyrania.
Zjadła chrupki, które miała w miseczce i wróciła zadowolona do łóżka na swoje miejsce w nogach.
A niedawno zostawiłam ją smacznie śpiącą na kocu i będąc w łazience
po paru minutach już słyszałam przyzywanie. Gdy się odezwałam,
przybiegła galopkiem, zarzuciła kuperkiem przy nogach i już była spokojna.
Branie na ręce (na chwilkę) przerabiamy obowiązkowo bez przyjemności - ale już bez gryzienia.
Coraz częściej Ruda przyjmuje to z obojętną niechęcią lecz czasem aż zapiszczy ze strachu
jak świnka morska. Spodziewam się wtedy, że ucieknie gdzieś do kąta obrażona -
- a ona nie, wręcz przeciwnie chowa się pod nogi i przytula do bamboszów

MOJA KOCHANA KOTA!
Bardzo bym chciała, żeby jej było u nas tak samo dobrze, jak u poprzedniego Pana w firmie.