Hej Ho!
Poza wyadoptowaniem dzis Liwii (smutno

), dorobilam sie kolejnego tymczasa- tego kota z piwinicy, o ktorym wczoraj pisalam... Dzis przed 12 poszlam go lapac, zeby go zabrac do weterynarza. Jak tam przyszlam, okazalo sie, ze poza nim sa dwa inne koty

ale dzikawe. On najbardziej przymilny i najgorzej wygladajacy. Zapakowalam go w transporter (nawet mnie nie ugryzl i nie podrapal, choc w sodku szalal) i zabralam do lekarza. Okazalo sie, ze to kastrowany kocurek ok. 9 miesieczny, ma ladne dziasla i siersc w dobrym stanie, wiec na ulicy nie zyje dlugo. Marcel (bo tak mu na imie

) ma bardzo silny katar i zajete gorne drogi oddechowe. Uszy ma ok, tylko straszny lupiez- od stresu- widzialam, ze te dzikie koty go tlukly jak wchodzil do piwnicy.
No i niezbornosc ruchowa... Wszelkie symptomy neurologiczne ok- reaguje etc, nie przerwraca sie i trzyma jakos na nogach, aczkolwiek jest gapowaty, a glowka mu sie obraca w obie strony- wiec albo krwiak, ktory mozna wyleczyc nieinwazyjnie albo guz

Nie mialam serca zostawiac go w piwnicy wiec wyladowal w mojej lazience ku oburzeniu Stanislawa. Kocurek dostal 10 zastrzykow roznego rodzaju, antybiotyk, a we wtorek kontrola i dalsza decyzja- czyli jesli leki nie pomoga, potrzebne bedzie przeswietlenie glowki...
A tak poza tym- to Marcel jest tak niezwyklym, lagodnym miziakiem- nawet nie pisnal przy zastrzykach, nie gryzl, nie drapal, jest ufny i przekochany
Poniewaz kot kastrowany, domowy i istenieje prawdopodobienstwo, ze komus uciekl, porozwieszam ogloszenia, moze znajda sie wlasciciele. Marta, zaraz Ci wysle na maila.
