
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Agn pisze:Ewaa6 pisze:z racji pracy wiem trochę, czym jest taki poziom mocznika, czym jest takie uszkodzenie nerek.
ludziom z taką chorobą nie pozwala się spokojnie lezeć sobie i czekać aż odejdą po to, by móc to opisać poetycko. oczywiście, nie robi się eutanazji, ale podaje leki, które zmniejszają cierpienie.
tym, co mnie poruszyło w wątku Agn było właśnie to obserwowanie, opisywanie dzień po dniu gaśnięcia zwierzęcia. a śmierć z powodu zatrucia organizmu mocznikiem nie jest przyjemna, oj nie...
wiem, że kot jest istotą diametralnie inną od człowieka, nie można tu stawiać znaku równości. ale jeżeli kot jest zdolny do cierpienia to czy jest humanitarne, dobre aby na spokojnie obserwować to cierpienie, pięknie je opisywac pozwalając na nie? czy nie można, chociażby tak, jak w przypadku ludzi, podać leków zmniejszających cierpienie nawet wtedy, gdyby mogło to spowodować przyspieszenie śmierci?
Wnerwiłam się [co by było w temacie wątku].
A skąd to założenie, że kot cierpiał? że nie dostał leków? bo pozwoliłam sobie ubrać jego odchodzenie w ładne słowa a nie fizjologiczny zapis? Fizjologicznie też mogę. Tylko po co? Swego czasu bywało bardziej fizjologicznie i też się nie podobało szerokiemu gremium.MariaD pisze:Nie pisałam o jaki watek chodzi właśnie by nie wywoływać awantury i dyskusji. Moje prywatne wnerwienie. Ktoś się poczuł wywołany do tablicy. Jego sprawa. Nie mam zamiaru ani dementować ani potwierdzać.
Nie będę udawała, że to nie do mnie, bo to zbyt ważna dla mnie kwestia, żeby przymknąć oczy. I nie chodzi o czyjeś prywatne wnerwienie, tylko o to, że pod płaszczykiem wypowiedzi w stylu `nic konkretnego`, znowu robi się ze mnie potwora.
I wnerwia mnie jawna stronniczość ocen. Jak się kogoś nie lubi/nie rozumie to cokolwiek by nie zrobił będzie źle. Eutanazja Mirkowego Dyzia jest wałkowana na wszystkie strony, że `za szybko`, `pochopnie`, `bez leczenia`. Ja jestem petowana za to, że kot umarł sam, a ja `obserwowałam` i jeszcze `poetycko` to ujęłam w wątku, mimo że jeszcze wczoraj był leczony - nawadniany, miał podawane leki.
Obie kwestie są szeroko dyskutowane i oceniane bez możliwości jakiejkolwiek weryfikacji. Nie wiecie jak to wyglądało, więc nie przekładajcie swoich wyobrażeń na tę konkretna sytuację. Nie było Was z nami dziś rano. I jeśli mam być szczera, chciałabym aby każdy kot tak umierał cicho i spokojnie. Nie tak jak Riddick, któremu nagle serce odmówiło posłuszeństwa, nie było reakcji na leki i nie było czasu, by w nocy ściągać weta, czy to do domu, czy do lecznicy.
Gdybym miała łatwość podejmowania decyzji o eutanazji nie prowadziłabym hospicjum. A przecież podejmuję takie decyzje - nie dalej jak ponad tydzień temu uśpiłam Bogusza. [I do końca życia - czyli do samej śmierci mojej - będę miała w pamięci jego bezgłośny płacz w tej ostatniej drodze.]
I gdybym przy podejmowaniu tych decyzji opierała się na opinii forum to, tak jak napisałam - zrobiłabym ankietę.
marikita pisze:Śmierć nigdy nie jest "dobra" - to zawsze strach, ból, rozpacz - zawsze strach. - Ale jest jeszcze czysto biologiczna wola życia. Zarówno w przypadku człowieka, jak i kota - u tego ostatniego, jak sądzę, znacznie silniejsza: zwierzęta nie popełniają samobójstw...
Blue pisze:Duza czesc stresu zwierzecia w tym ostatnim momencie zycia wiaze sie czesto ze stresem wlasciciela, czasem z desperackimi probami ratowania, wiezieniem do weta na uspienie itp.
Użytkownicy przeglądający ten dział: isiaja, LimLim, Patrykpoz i 78 gości