W piątek późnym wieczorem pojechaliśmy do starego mieszkania zabrać koty. Mimo iż mogliśmy jeszcze przespać tę noc na starych śmieciach, zdecydowaliśmy, że jak już - to już. Błąd

Byliśmy oboje z TŻ-tem ledwie żywi a kochane koteczki całą noc łaziły, wąchały, Klemens co kilka minut wył rozpaczliwie...
W sobotę byliśmy zaproszeni na imprezę do koleżanki z mojej szkoły. Jako że mieszkamy teraz na zadupiu

postanowiliśmy zostać na noc w mieście Łodzi, rano pojechać jeszcze na stare... summa summarum koty spędziły same w nowym miejscu 24 h i przeszedł im szwendacz - teraz, jak zmumifikowane, przesiadują na parapetach i przyglądają się trawie

Mała Miriamóffka bardzo chce wejść do domu, no to ją wpuszczam. Prycha na chłopaków i ucieka, Georg ją goni, ale bardziej chyba z ciekawości, bo bez puszenia się. Klemens oczywiście chce się zaprzyjaźnić. Zobaczymy, jak to będzie. Chłopcy na razie nie są wypuszczani.
Wczoraj wieczorem TŻ pojechał na ranczo wywieźć jeszcze parę klamotów, musiałam czujnie spać (koło północy już było) bo nie miał klucza nawet od bramy. Leżymy sobie z Georgiem, kot jak zwykle pod kołdrą, na wysokości mojego brzucha i... zleciał, głupek, z łóżka

nie przyzwyczaił się jeszcze, że nam się wyro o prawie pół metra zwęziło
Co do tego "jak się mieszka" to sie nie wypowiadam

cholerna podłoga w kuchni, łazience i przedpokoju okazała się być paździerzowo-deskowa, zmoczona, niewyschnięta i strasząca zapadnięciem się do piwnicy. Chodziliśmy po tym ostrożnie, powinniśmy mieć chyba rakiety śnieżne

ale już wyschło w większości, mamy już płyty podłogowe i wykładzinę - będzie TŻ kładł. Niestety póki co nasza kuchnia ogranicza się do czajnika elektrycznego o dźwięcznej nazwie Piotruś i podłączonej lodówki, stojącej w "salonie". Dookoła mamy pudła, pudełka, pudełeczka (z kuchennymi akcesoriami) i powiązane za uszy centymetrem garnki, kocie koszyki i miski, lustra, wieszaki i szafki w kawałkach, kosz na brudną bieliznę (pełny - bo pralka niepodłączona)
Ja już się nawet nie denerwuję, nie mam na to siły... zresztą nie mam też czasu, dziś wróciłam do pracy, w weekend mam 4 egzaminy, z czego przygotowana - powiedzmy - jestem do dwóch łatwiejszych, mam też do napisania pracę o gniciu jedzenia, a nie mam komputera (stoi w pudłach), nie mam internetu, żeby zebrać materiały (patrz: komputer w pudłach, internet w "torebce" - niezainstalowany)... zdaje się, że moja edukacja właśnie się zakończyła
