Oj, nie.
Na wejściu wcale mu się u mnie nie podobało. Na znak protestu obs..ł mi całe mieszkanie.
Wszystko było na nie. Kotów bał się niemal histerycznie. Wyglądałam domu dla niego jak zbawienia. Niestety żaden nie zdał egzaminu.
A pokraka opanował się, spuścił powietrze i zaczął zdobywać serca – kocie, psie i ludzkie. Aż przyszedł moment, że rozsądek jeszcze kazał mi szukać mu domu, a serce miało nadzieję, że się nie znajdzie.
I dobrze. W trudnych chwilach, które przeżywałam niedawno okazał się najlepszym na świecie antydepresantem.
I niech tak zostanie. (Choć nie lubię rudego. Wystarczy, że sama jestem

)
Nikt lepiej nie zdemoluje mi radośnie mieszkania, nie zwali kolacji na podłogę, nie stłucze miseczki, nie wsadzi nogi do kubka z herbatą niż duet Maniek-Kardamon. Wszystkie smutki od razu idą precz i gęba sama się śmieje.