Jesteśmy, cali, zdrowi i już najedzeni
Podróż była spokojna, Migotka płakała przez pięć minut, ale pogłaskana (przez pręciki) zamilkła, zaczęła się za to domagać większej porcji pieszczot. Sziwa nie poskarżył się nawet miauknięciem, tylko na zmianę łypał na mnie spod łebka albo udawał, że śpi.
W domu Finka nerwowo węszyła, Maniek szczekał, Sziwa syczał. Na razie jest odizolowany od psów, proces socjalizacji wdrożymy jutro, kiedy będzie mniej zestresowany. Głaskany pięknie mruczy, ociera się, TŻeta już użarł, a nawet nieśmiało zaczął go ugniatać
oczywiście, podobnie jak oba psy, zakochał się w nim z miejsca, dlaczego, ach dlaczego nie we mnie? czyżby jakiś zwierzęcy magnetyzm? Zjadł niewiele, ale jednak, wody nie tknął, z kuwety uciekł

. Jeśli nie zaakceptuje krytej, sprawimy mu zwykłą.
Jutro napiszę coś więcej, teraz biegnę się zaprzyjaźniać
