Dla mnie oswajanie na siłę kota, który może zostać wypuszczony, ponieważ jest młody i zdrowy, to bezsens i działanie na szkodę zwierzęcia. Z opisów wynika, że w domu jest skrajnie zestresowany, natomiast na wolności zachowywał się normalnie, swobodnie i dość ufnie. O czym to świadczy?
Ok, może bez większego uszczerbku dla zdrowia (jeśli zacznie normalnie jeść), po tygodniach, czy miesiącach, uda się zmusić to zwierzę do przystosowania się do życia w domu. Ale nie ma pewności, że tak się stanie i być może jednym ratunkiem dla psychiki kota będzie wypuszczenie go - a on niestety straci samodzielność i zanim ją odzyska minię trochę czasu, a w tym czasie będzie bardziej narażony na niebezpieczeństwo, niż przeciętny kot wolnożyjący. A nawet jeśli chłopak dostosuje się do funkcjonowania w domu - bo takie było widzimisię człowieka - to czy on będzie szczęśliwy? Bo ma miseczkę, posłanko i drapak?
Jest tyle kotów proludzkich, podatnych na oswajanie, które wystarczy "oszlifować" by znalazły nowy dom u zwyczajnych ludzi, ludzi którzy chcą mieć miziaka i przytulaka, niekoniecznie rozpylając feromony, że zupełnie nie widzę i nie rozumiem sensu oswajania na siłę kota, który 1) doskonale funkcjonuje, jako wolnożyjący 2) fatalnie znosi pobyt w domu 3) przez dłuższy czas prawdopodobnie będzie kotem zupełnie nieadopcyjnym, a to oznacza - brutalne, ale prawdziwe - blokuje miejsce dla innego kota, być może potrzebującego pilnie pomocy, albo rokującego duże nadzieje na oswojenie.
Gdzie tu sens, gdzie logika?
Nie na każdym rodzaju półdługiej sierści robią się kołtuny. Ponadto karmiciel, do którego wolnożyjący kot ma zaufanie, może stopniowo przyzywyczaić go do czesania. W ostateczności, gdyby pojawiły się kołtuny sprawiające zwierzęciu dyskomfort - odłowienie i wycinka w sedacji.
Kot bytował na niebepiecznym, nieprzyjaznym terenie? To trzeba spróbować "przesadzić" go na inny teren, bezpieczniejszy. Czasami się to praktykuje. Niestety, koty wolnożyjące są bardziej narażone na okaleczenia i śmierć, niż koty domowe niewychodzące. Ale czy to oznacza, że powinny zostać zlikwidowane ich populacje? Masowa łapanka setek tysięcy kotów, uwięzienie ich w setkach tysięcy domów tymczasowych, oswajanie na siłę przez setki tysięcy ludzi, a następnie znalezienie dla nich - niezależnie od wyników prania mózgu - setek tysięcy nowych opiekunów??
Chyba nie, prawda? Kierowani rozsądkiem wyłapujemy koty, kastrujemy i wypuszczamy, a domów szukamy tylko dla tych oswojonych (które kiedyś prawdopodobnie miały już dom i z racji oswojenia są bardziej zagrożone na wolności, zbyt ufne do ludzi, zbyt mało ostrożne na ulicy, czy w konfrontacji z psem) oraz chorych, które bez długotrwałego, bądź dożywotniego leczenia i specjalistycznych karm, skazane są na śmierć.
gayae, trzymam za Ciebie kciuki
