Wczoraj u weta był taki młyn, ze tylko zdjęliśmy Laleczce kilka szwów (jeszcze 2 chyba zostały na wszelki wypadek - do zdjecia w przyszłym tygodniu) i poprosiłam o cos na doleczenie kataru, bo małą świszcze.
Dziś polecę po coś na tasemca i do obejrzenia uszu, bo zapomnialam o tym na śmierć.
No i zapytam wreszcie o to cudo na świerzba - sma siebie już wnerwiam, Baetko. Wybacz, proszę...
Laleczka poza tym OK, wczoraj musiałam ją znowu wykąpać, bo się obrobila po pachy w transporterze jak wracaliśmy od weta. Futerko jest wyraźnie lepsze. Marzę, żeby ją wreszcie puścić na pokoje i wysłac do spania gdzie indziej, bo w sypialni nie ma mowy o spaniu - wchodzi mi do nosa, do ucha, usiluje zerwać zębami łańcuszek z szyi, co chwila rozwiązuje sobie troczki kaftana, a nie chcę żeby lizala brzuch - jeszcze się to wszystko mocno nie trzyma...
Ogólnie można powiedzieć, ze kicia ozdrowaiła, od dupki odeszło i zaczyna dokazywać jak profesjonalny kot domowy.
