Ale mi Fanfa (jak ją zwiemy pieszczotliwie, bo jest takim Ftrafnie Fajnym Kotem) napędziła stracha - po zastrzyku, podczas którego nawet nie jęknęła, chciała się przejść, i nagle zaczęła się słaniać na jedną stronę, próbowała wskoczyć, ale nie mogła, zaczęła kuleć. Nie patrząc na wczesną godzinę rzuciłam się spanikowana na telefon i zadzwoniłam do wetki prowadzącej...
Jako najpaniarniejsza z panikarnych miałam już wizję przynajmniej wylewu, skrzepu (choć sprawdzałam trzy razy, czy nie ma pęcherzyków powietrza) albo wstrząsu (nie mam pojęcia, czy po antybiotyku można mieć wstrząs, ale co to przy panice). Wetka mnie uspokoiła, że to prawdopodobnie odczyn miejscowy i że ją po prostu zaczęło boleć. I że mam obserwować i w razie czego dzwonić, skoro i tak dzisiaj się widzimy w klinice.
No i Fanf mi pokazał - po raz pierwszy od paru dni zaczęła się bawić, gonić za chrupkami i nawet je zjadać. Przebryknęła nawet tymczasa Chase'a, zaćwierkała, zamruczała. Kto zrozumie kocią psychikę, no kto?

Ale cieszę się ogromnie, że to tylko tyle, pewnie nieraz jeszcze u wetów usłyszę żarcik o tym wczesnorannym telefonie

.