Zwykle mam cierpliwość do kocich pomysłów i wymysłów, ale dziś mam dość
Rano o 5 Rosen się bawił w zrzucanie rzeczy z półki. Po jednej - bach łapką i patrzył jak spada z hukiem na ziemię. Tż wstał i wziął go do łóżka. I to był błąd, lepiej byłoby go zostawić, niech sobie zrzuca (w końcu kiedyś obiekty do zrzucania by sie skończyły). Rosen w łóżku stwierdził, że chce pod kołdrę. Wszedł. Zaczął gryźć. Wyszedł. Miauczał, że chce wejść. Został zignorowany. Pacał mnie łapką w twarz - bardzo delikatnie i bez pazurków, ale spać się nie da. I tak aż do budzika... Od tego czasu robi demolkę w mieszkaniu, przy czynnym udziale Kuby. Energia Rosena roznosi, wszystko co stanie mu na drodze zostanie zmiecione. Co chwilę sprzątam, to co przewróci czy zrzuci...
Zabrałam się za robienie pasztetu - koty na zmianę wskakują mi na blat w kuchni (jedno z miejsc zakazanych). Zabawa polega na tym, że jak ściągam z blatu jednego, to drugi z innej strony ma szansę coś ukraść. Dzielą się tym, co upolowały, a mnie roznosi... Zamknęłam je w łazience, żeby spokojnie dokończyć wątróbki - po minucie biegłam ratować kosmetyki, które tam stoją...
Niech mnie ktoś dobije! Jak ja mam cokolwiek przygotować w takim domu wariatów?
