Był prawie wiosenny dzień, kociaste od rana do wieczora w ogrodzie, nadrabiały wczorajszy cały deszczowy dzień w domu.
O dziewiątej przybiegła Czitusia drobnym kroczkiem, że buuu.....
Ja wiedziałam co to za buuu..., ale żeby Tutuni nie robić przykrości, złapałam za reflektor i mówię: idziemy szukać buuuu....
Buuu....siedziało na środku ogrodu, a łapki miało równo złożone, taki bardzo grzeczny kotecek
Machnęłam ręką i wróciłam do domu, a całe towarzystwo zostało w ciemnościach. Poszłam po godzinie na inspekcję i zastałam Balbunię bawiącą się z Wiotką w chowanego

MićMić obserwował z Hiltona, Cosia siedziała z boku w trawach i chyba zazdrościła. Tuta oczywiście na schodach tarasowych, ona z dystansu obserwuje i się nie miesza, a najlepiej jeszcze do tego, jak się schowa.
No co ja mam zrobić? Przegonić miotłą? Ona grzeczna
Czitka mówi do mnie, że wracamy do domu, to wracamy. Usiadłam sobie na fotelu, natomiast Cztusia dostała ataku miłości. A mruczała, a na kolana mi wchodziła, a pysio do głaskania, a przytulania, a wszystko. U Czitki to niezwyczajne zachowanie, musi być powód szczególny i chyba jest. Za chwilę przyszła Balbi i wbiegł Micio, w ogrodzie została tylko Cosia, a późno się zrobiło. Więc idę po Cosię. A co robi Cosia? Pod Hiltonem noski-noski z Wiotką
Rany boskie.....
Zabrałam Cosię do domu, po całym dniu na powietrzu zasypiała mi na rękach.
Potem wyszłam zobaczyć co robi Wiotka. Wskoczyła sobie na dach komórki i murkiem szybciutko się oddaliła. Pewnie do swojego domu, prawda???????