W niedzielę Nikunia miała doskonały humor, nowe kąty były już jej. Wspaniały nastrój do zabaw i i igraszek.


Potem trzeba było trochę pospać - pierwsze 2 dni odpoczywała w swoim kontenerze w łazience, chwilami na kanapie.

Z czasem wolała być tam gdzie ludzie. Tu było lepiej - takie miękkie dywany, nie to co w domu



Ale drzemka ponad wszystko


Od ojca stroniła - on jak to facet

nie zawsze potrafił być delikatny w swych ruchach. Mama za to zaakceptowana na całości - karmienie, łaszenie się, głaskanie (oczywiście wszystko w małych ilościach, bo ufność długo się buduje), czego dowodem były takie sytuacje:
Lokalizacja na spanie za plecami mamy


I do mnie Nikunia miała więcej zaufania w mieszkaniu rodziców. Nie uciekała ode mnie. Na moje "chodź" biegła radosnym podskokiem

Łasiła się. Nad ranem urządzała gonitwy po meblach i moim łóżku. Ogólnie nie wysypiałam się przez nią. Pierwszej nocy nie mogła znaleźć sobie miejsca (zrozumiałe), wciąż miauczała, przychodziła do mnie, ale nie usiedziała w miejscu. Potem już było lepiej.
Pokoje rodziców były zamykane, ale tato wielki fan Nikuni (choć się nie przyznaje, ale żyć jej nie dawał), nie mógł tego przeboleć, więc już pierwszego dnia udostępnił swoje włości; wtedy było ok. Przez cały dzień następny też, ale pod wieczór nie było nas ok. 3 godz. (tato nie chciała zamykać swojego pokoju, gdy wychodziliśmy z domu, choć prosiłam) i po powrocie pierwsze co zauważyłam to skotłowana narzuta na ojca łóżku. "Ale się bawiła" - stwierdziła mama, ale ja już wiedziałam co to oznacza... i nie pomyliłam się. W narzutę "zakopana" była kupa

Potem jeszcze raz zauważyłam, że Niki "grzebie" u ojca w dywanie, więc delikatnie przegoniłam pannę - poszła do kuwety na siku

Kazałam ojcu zamknąć pokój, ale nie chciał. Następnego dnia wieczorem, Niki na oczach ojca chciała wskoczyć na łóżko, ale jej nie pozwolił, więc obok na podłodze zaczęła "grzebać". "Uciekaj" - powiedział. Niki odeszła, ale po chwili cichaczem przyszła i zaczęła "swoją produkcję". Ojciec w trakcie ją przegonił i biedna wystraszona wpadła za kanapę do gościnnego (gdzie obie gościłyśmy) i dokończyła dzieła...

W końcu ojciec przestał udostępniać pannie pokój i problemu już nie było - przez następne 2 dni kupy znalazły się w kuwecie. Dlaczego tak się działo, nie mam pojęcia. Ogólnie Niki, gdy się przekonała do miejsca (już na drugi dzień, a byłyśmy 5) była spokojna i na luzie. Wczorajszy powrót gorzej zniosła niż aklimatyzację u rodziców.
Apetyt miała, że ho ho. Ogólnie jadła 2 razy tyle co normalnie. Dobrze, bo jakaś chudzinka z niej, choć waga ta sama, ok. 3,2 kg.
Jestem zadowolona. Nikunia zdała egzamin, mimo
pozakuwetowej wpadki.