Lidka pisze:Tak sobie teraz przypomniałam (ciekawa jestem kto za mnie posprzata:)), jak w czasie studiów organizowalismy sobie górska włóczęgę. Od wiosny ślęczeliśmy nad mapami. Potem trzeba było zarezerwować schroniska. Potem trzeba było zdobyć jedzenie. Puszki, zupki, przygotować słoiki z zaprawami. Np kiełbasa w smalcu:)) Potem kupowaliśmy tylko chleb. Ale za to smak zupki z tytki robionej na wodzie ze strumienia gdzieś tam na trasie jest nie do podrobienia.
Ale i tak jest pięknie.
Krokusy kwitna tak samo, żonkile sa tak samo żółte:)) I ptaki też spiewaja tak jak przedtem.
Pisałyśmy w tym samym czasie, Dorcia

Dlatego właśnie moje dziecię harcerzem jest

Bazy nadal w lesie, daleko od ludzi.
Spanie nadal w namiotach.
Jedzenie przygotowywane na miejscu, w kuchni prawieżepolowej

To co nowe, to że latryn kopać nie trzeba (wymurowane zazwyczaj WC jest i prysznice z ciepłą wodą) i że paprykarzu się nie je

Jak młody wraca, to plecak trzeba otwierać na balkonie, a on sam nie ma prawa wstępu dalej niż do łazienki, prosto do wanny

Taaa, wiosna jest - na szczęście - taka sama

