ja lata 60 .
Było życie ,spotkania ,wypady na rowerach ,zawody na wrotkach

szaleństwa na trzepakach ,żyliśmy pełną piersią .
W domu gwarno i rojno ,nikt nie dzwonił nie pytał czy może wpaść .
Pisało się listy ,które leżą do dziś .
Nie było komórek ,komputerów ,młodzież się przyjazniła ..a gry zabawy jakie fajne ,teraz tego nie ma
mój syn nigdy nie zrozumie o czym ja mówię ,nie nudziliśmy się ,a oni się nudzą nudzą i uciekają w internet ,tak zawierają różne znajomości.
Mieszkałam w dużym bloku na Ochocie (pierw na Czerniakowie gdzie się urodziłam )było nas tak dużo ,Bartek w kamienicy był jednym dzieckiem.
na wakacje zawsze jezdziliśmy z namiotem ,od srajdków małych ,lub na wieś .
Jakie to były wakacje
Jak dorosłam ciągnęłam rodziców nad morze , lub chociaż mamę.
My wyjeżdzaliśmy na 2 m...wierzyłam ze tym sposobem uchronie Bartka od astmy i chyba cos w tym jest.
Wracaliśmy mama stała w oknie ,jej roześmiana buzia ,szczęśliwa i nasze ulubione dania .
Tata nasz osobisty kierowca

zawoził i przywoził nas.
Nie było tygodnia żebyśmy gdzieś nie jechali .
Teraz jestem zużyty kapeć ,przydeptany i właściwie nie bardzo potrzebny ,ot jestem bo
Byłam im potrzebna ,a oni mi .
Ja też uciekam co dnia do tamtych lat ,do tych zapachów ,do tych rozmów ,śmiechów .
i czym bliżej świąt tym gorzej .
Bartkowi troszkę ruchu wpoiłam ,ciągnie np. na boisko ,ale bywa że wraca bo mimo ze się umówił nikt nie przyszedł bo grają w suuper gre
tak ,ubogie w doznania jest to pokolenie .
