dagmara-olga pisze:super!
A my tu mamy jeszcze jedną taką parę:
SMYKUŚ & DZIADEK - 6 i 14 lat - Świnoujście - "Chcę je uśpić - powiedziała kobieta po śmierci naszego Pana - a my chcemy cieszyć sie miłością Dużych i nasza przyjaźnią, pomóż..." - kontakt - Pixie: Opiekunka Magdalena:510-244-149
internet.toz@o2.pl gg 202319 36
Dziadek i Smykuś

viewtopic.php?f=1&t=108514
Nowe fotki Dziadka i Smykusia:


Nadal czekają na kogoś wyjątkowego...
Wklejam ich historię przy okazji:
"Wiosną 1996 roku przyszedłem na świat, moje życie wyglądało cudowne. Beztroskie chwile spędzane obok mamy i rodzeństwa, pełen brzuszek, promienie słońca, które wciąż mnie ogrzewały. Niestety ten okres zaczął dobiegać końca, pogoda była niemiła, rodzeństwo zaczęło chodzić własnymi ścieżkami. Jak przystało na prawdziwego kocura i ja poszedłem swoją drogą, choć nie było mi łatwo. Wędrowałem, starałem się sam zadbać o pokarm, pogoda zaczęła dokuczać, próbowałem zapewnić sobie schronienie, to wszystko z różnym skutkiem. Pewnego dnia spotkałem na swojej drodze dziwną postać, nie wyglądała ona zupełnie jak kot. Duży, utrzymujący się tylko na dwóch nogach, mówią na takiego osobnika człowiek. Był zupełnie inny niż wszyscy, których dotąd spotykałem. Zaczął mówić do mnie, kilkukrotnie oglądałem się za siebie czy to, aby na pewno o mnie chodziło. Podszedł bliżej, wyciągnął rękę... zaufałem, bo przecież i tak nic nie miałem do stracenia. Ten dobry człowiek zabrał mnie ze sobą do domu, dał jeść, pogłaskał i szepnął do uszka, iż nic mi już nie grozi. I w ten sposób minęło 8 lat spokojnego życia. Mogłem wylegiwać się na ulubionym parapecie, dostawałem ulubioną karmę. Lecz pewnego dnia sytuacja się powtórzyła. Tym razem już na "moim terenie" pojawił się przygarnięty przez tego człowieka kolejny kociak, tak samo zagubiony jak ja, jeszcze kilka lat temu. Mój wspaniały ludzki towarzysz po raz kolejny okazał się istotą o wielkim sercu, maluch trafił pod nasz dach. Wprawdzie w pewnym momencie poczułem się trochę zagrożony, że człowiek może zechce „zmienić mnie na nowszy model”, to jednak po długim namyśle stwierdziłem, że mój pan żyć beze mnie nie potrafi i na odwrót. Tak mijały kolejne lata w cudownym i wymarzony domu. W telewizji usłyszałem kiedyś, iż rok 2010 będzie ostatnim rokiem ludzkości. Trudno mi było uwierzyć, że coś może zburzyć spokój tego pięknego świata. O ile jednak ocalał świat ludzi, to nasz legł całkowicie w gruzach. W lutym tego roku straciliśmy swojego ukochanego pana, przyjaciela, cudownego przedstawiciela ludzkiego gatunku, tego, który wspierał nas w dobrych i złych chwilach. Ja, jako starszy przybrany brat starałem się uspokajać Smykusia, ale tak naprawdę, to sam się obawiałem, co z nami będzie. Przyjechała osoba, która zdecydowała, że coś trzeba z nami zrobić. Dotarliśmy do dziwnego miejsca, które nie wywarło na mnie dobrego wrażenia. Pełno zabezpieczonych psów, koci bracia w jakiś dziwnych ciasnych pomieszczeniach. Byłem przekonany, że pani, która nas zabrała, chce dla nas dobrze, ale z tego co widziałem nie wyglądało to najlepiej. Niestety stałem się świadkiem całej rozmowy pomiędzy panią, która mnie przyniosła do tego miejsca, a drugą, która mówiła jakieś niemiłe rzeczy - ten 6-letni może jeszcze trochę pożyć i ma jakieś szanse na nowy dom, natomiast ten stary (mówiła o mnie) ma bardzo nikłe szanse adopcyjne, nadaje się do eutanazji. - Co to jest eutanazja? Sam sobie zadałem to pytanie. Pierwszy raz słyszałem to słowo. Wkrótce dotarło do mnie, a w zasadzie do nas, że istnieje jeszcze jedna organizacja, która może nam coś doradzi. Tym sposobem trafiliśmy z panią do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Szczecinie. Pani, która zdecydowała się szukać dla nas lepszej alternatywy, próbowała negocjować z panią w okienku. Po krótkiej rozmowie wróciliśmy do miejsca, gdzie przebywaliśmy dotychczas. Pomyślałem, że nastąpił jakiś cud, że może ukochany pan wrócił, że może coś się zmieni. Usłyszałem tylko, że jutro znowu czeka nas wycieczka... w tym dziwnym pojemniku pt. "karton". Powiem szczerze, że bardzo niepokoiło mnie cały czas to słowo „eutanazja”, cały dzień o tym rozmyślałem, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej takie słowo słyszałem. Nadszedł kolejny dzień, obawiałem się tego, co może się zdarzyć. Przyjechaliśmy do tego samego miejsca, tym razem byliśmy u weterynarza, z którym już kiedyś w przeszłości mieliśmy styczność. Po wstępnych badaniach trafiliśmy do pomieszczenia, gdzie toczyła się debata na temat naszej przyszłości. Pani, która nas przyniosła, w końcu tak po prostu sobie poszła. Nadal siedzieliśmy w kartonowym pomieszczeniu czekając na coś lepszego. Kiedy skrzydła tego dziwnego pomieszczenia otworzyły się, ujrzeliśmy dwie dziewczyny. Czego możemy się po nich spodziewać? Zabiorą nas do kolejnego miejsca, gdzie ktoś obcy będzie próbował decydować o naszym istnieniu? Trafiliśmy do miejsca, które było podobne do naszego dotychczasowego domu. Z tym jednak wyjątkiem, że nie było w nim najważniejszej dla nas osoby. Kobieta, która nas przygarnęła dba o nas najlepiej jak potrafi. Z początku byliśmy ostrożni i nieśmiali, jednak dobrych ludzi można szybko wyczuć. Nie wiemy, co będzie z nami za kilka dni czy tygodni. Jaki czeka nas los? W dotychczasowym miejscu nie możemy zostać zbyt długo. Słyszeliśmy, że jest to „dom tymczasowy”. Boimy się, że to dziwne słowo „eutanazja”, które ciągle brzmi w moich uszach, nie oznacza nic dobrego. Czyżbyśmy mieli się przekonać, jakie jest jego faktyczne znaczenie? Mimo wszystko, nie tylko ja, ale i mój brat mamy nadzieję, że istnieje jeszcze ktoś o tak dobrym sercu jak nasz dawny pan. Taki ktoś, kto pokocha nas za to, jakimi jesteśmy, za naszą piękną sierść, mądre, a jednocześnie tajemnicze oczy i wspaniałe charaktery, jakie posiadamy."
Gdyby te koty potrafiły mówić z pewnością w ten sposób opisałyby swoją historię. Dziadek, bo taki przydomek przylgnął do starszego kota, ma obecnie 14 lat i jest przystojnym czarnuszkiem o miodowych oczach. Zaś Smykuś jest czarnym kocurkiem z białymi wstawkami o postawnym ciałku. Oba są urocze, mądre i bardzo ze sobą związane. Aby zaoszczędzić starszemu kocurkowi stresu w postaci rozłąki z przybranym bratem wolontariuszka Małgorzata postanowiła poratować je w potrzebie. Dzięki niej koty uniknęły pobytu w schroniskowej klatce. Jednak czas goni kocurki, które zaczynają się przyzwyczajać do swojej tymczasowej opiekunki. Dziadek i Smykuś szukają domu gdzie będą mogli trafić we dwójkę. Czy to marzenie jest możliwe do spełnienia? Ja myślę, że jak najbardziej realne. Działając na rzecz zwierząt z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, iż istnieją ludzie o wielkim sercu. Na takich ludzi z niecierpliwością czekamy. Pomóż nam odmienić ich los.
wol. Magdalena Drews