Bardzo dziekuje za wszystkie kciuki, to niewatpliwie dzieki nim wszystko poszlo super!
Od poczatku:
Koty troszke nie chcialy zasnac, oba byly klute dwa razy, Didi wymiotowala
Pierwszy poszedl na stol Dorian, ja ze spiaca Didi czekalam, ale to bylo dosc okropne, wciaz musialam sprawdzac czy jeszcze oddycha, bo jak tak lezala z tymi otwartymi oczami nieruchomo to wygladala przerazajaco
Dorian wrocil, poszla Didi, ja czekalam, dopiero jak juz oba wrocily, odwazylam sie wyjsc do sklepu (choc pierwotnie mialam zamiar ich na krok nie odstapic

) wrocilam za dwie godziny, Dorian juz byl calkiem przytomny, darl sie wnieboglosy i rozwalal transporterek, Didi zaczynala sie powoli podnosic na lapki .
W domu oczywiscie zamiast sie polozyc spokojnie w kaciku odpoczac, to oba lazily, przewracaly sie i wymiotowaly jak koty (chociaz nie moge narzekac, bo oba rozsadnie udawaly sie w tym celu do przedpokoju, gdzie nie ma wykladziny).
Dorian wieczorem juz w zasadzie nie pamietal, ze cos sie dzialo, krzyczal o jedzenie, atakowal myszke i chcial hmm, dosiadac Didi, za kare dostal kolnierz, nie bedzie mnie tu bezbronnej przesladowal
Didi w czwartej jeszcze nie czula sie swietnie, byla osowiala i nie miala apetytu, ale ochota na pieszczotki jej nie odstepowala, najchetniej caly dzien by przelezala na kolankach (co sprawialo ze czulam sie jak potwor, ze ona taka kochana, tak sie garnie, a ja jej takie swinstwo robie

) Na noc rowniez przyszla do mnie, przytulila sie pod kolderka. W piatek odzyla, zjadla z apetytem sniadanko, na nowo zaczela mruczec (czyli juz jej pewnie nic nie bolalo).
A jest taka grzeczna, ze nie wiem doprawdy po kim ona to ma
Chodzi w kolnierzu, (bo ten kaftanik to jakis koszmar, w zaden sposob nie daje sie dopasowac, i jeszcze nie sposob go nie obsikac) w zwiazku z czym nie moze sie myc, co jej wyraznie przeszkadza, wiec mamy taka umowe, ja jej zdejmuje kolnierz, ona siedzi grzecznie przy mnie, dajac sobie trzymac reke na brzuchu i myje wszystkie dozwolona czesci ciala, dopiero jak skonczy zakladam kolnierz.
Dorian chodzi bez zabezpieczen, pani weterynarz powiedziala ze nie potrzebuje i rzeczywiscie wszystko mu sie tam ladnie zsklepia, chociaz staram sie nie spogladac za bardzo w to miejsce, bo moim zdaniem jakos tak godniej wygladal z calym tym oprzyrzadowaniem, a nie z ta lysa pustka
Tak w ogole to jestem zaskoczona, ze sie tak wszystko gladko potoczylo, zdecydowanie bardziej sie balam, jak myslalam o tym, co mnie czeka i sluchalam roznych strasznych opowiesci.