Na wiadomość o mojej ciąży wszyscy reagowali z naturalym człowiekowi entuzjazmem. Po czym padało z ich ust sugestywne pytanie " co w tej sytuacji zamierzasz zrobić z kotem?”
Ze zdziwieniem, a nawet lekką pogardą dla przyszłej "nieodpowiedzialnej" matki przyjmowali moją odpowiedz. Było dla mnie jasne, że nic się nie zmieni. Moje relacje z koteczką zostaną nienaruszone.
Wszystkie wątpliwości i presje jakie najbliższe otoczenie próbowało na mnie wymusić pobudziły mnie do rozmyśleń.
Skąd tyle wrogości do kotów? Co sprawia, że ludzie kurczowo trzymają się mitów wypierając tym samym trzezwe myślenie?
Doszłam do wniosku, że strach często wynika z niewiedzy i w tym konkretnym przypadku demonizuje pojęcie TOKSOPLAZMOZY.
Zdziwiło mnie także podejście mojego ginekologa, który usłyszawszy, że mam kota kazał mi się go pozbyć, nie zleciwszy przy tym odpowiednich badań.
Rady posłuchałam tylko częściowo..."pozbywając się"...ginekologa.
Zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Badania laboratoryjne wykonałam i powtarzałam w każdym trymestrze ciąży.
Profilaktycznie zachowywałam więcej ostrożności w kontaktach z kicia. Częściej myłam ręce, a czyszczenie kuwety przejął mój mąż.
Przez całe dziewięć miesięcy ciąży kot był obecny w domu. Swoim ciepłem oraz mruczeniem uspokajał i tulił jeszcze nienarodzonego bobaska do snu.
Mówiono także, ze zapewne po urodzeniu dziecka kot pójdzie w odstawkę.

Po narodzinach synka zamieszkala z nami druga kotka... później trzecia.... i czwarta.
I mimo to... mimo wszystko, mimo najszczerszych chęci i poszukiwania różnych rozwiązań, są w życiu sytuacje, które zmuszają nas do ciężkich decyzji. Owszem, są ludzie którzy szukają byle pretekstu aby pozbyć się zwierzaka będącego ich chwilowym kaprysem, ale są też tacy dla których oddanie zwierząt na zawsze będzie pewną życiową porażką.
Kotek 29, trzymam kciuki i z całego serca współczuję. Bardzo bym chciała nie wiedzieć co czujesz, ale wiem.
