» Śro maja 12, 2004 11:22
Jeszcze raz dziękuję.
Najgorsze w tym było patrzenie na słabnącego kota i chociaz rozum mówił, że nie ma szans (cukrzyca, żóltaczka, nieczynne nerki, stres wywołany nieobecnością ukochanej pani), trzymałam się nadziei że go zachowam do powrotu opiekunów.
Pochowaliśmy go na naszej lesnej działce w podwarszawkim Józefowie. Kiedys, a raczej juz niedlugo, stanie tam dom i Kubuś będzie z nami zawsze.