Po zdjęciu można poznać, kiedy było zrobione - jeśli w zdjęciu jest zachowany oryginalny exif (włącznie z godziną zrobienia zdjęcia i jego późniejszej edycji). Inna sprawa, że są programy w których można dane z exifa edytować. Większość zdjęć zapisywanych dla webu jest pozbawiona exifa.
Co do Morfinki - pani dyrektor walczy o życie każdego zwierzaka - i mówię to bezstronnie jako stwierdzenie faktu. Walczy o przypadki niebo trudniejsze od Morfinki.
Podpisuję się pod słowami Joshua_ada: joshua_ada pisze:Los Morfinki nie jest mi obojętny. Też spałabym spokojniej wiedząc, że miała już zoperowaną szczękę i że przed nią już szczęśliwe kocie życie.
Jeśli mogę pozwolić sobie na prośbę, to niech wszystkie kroki osób spoza Kotyliona będą dyplomatyczne, a nie napastliwe. Bo jakiekolwiek awantury i pretensje osób trzecich odbiją się na dziewczynach z Kotyliona i w konsekwencji na ratowanych kotach.
Nie znam tej pani dyrektor, ale o tym jak dyrekcja i pracownicy schronisk mogą skutecznie
utrudniać pracę wolontariuszom i osobom wyciągającym koty ze schronisk świadczy chociaż wątek w-wskiego Palucha.

(w takich sytuacjach można sobie wyobrazić zapasy słonia z mrówką. Słoń to machina urzędnicza...)
Wielkie

dla Cindy, że udało Ci się dowiedzieć, że Morfinka ma dom! Może o operacji uda się dowiedzieć dziewczynom.
Jeśli chcecie na własną rękę dopytywać w schronie o losy Morfinki, nic nie stoi na przeszkodzie. Ale błagam, róbcie to z wyczuciem i dyplomatycznie, a nie na dzień dobry sugerując, że z kotką stało się nie wiadomo co (czytam słowa rene jako sugerujące - "została uspiona" i tak może być odebrane to w schronisku - i ja bym się osobiście wkurzyła, będąc pracownikiem schroniska, a wkurzam się i tak nie będąc nim, a czytając co czytam, mimo zapewnień i uspokojeń z naszej strony).
Nie bronię nikogo, ale pamiętajcie, ze tam nie ma pani na etacie telefonistki czy help desku, która odbierze każdy tel. i na każde pytanie odpowie. Pani Hania na przykład jest bardzo pomocną osobą i uprzejmą i nigdy nie miałam z nią ścięć. Panie z kociarni - nie odbierają telefonów, ale pracują na kociarni od dobrych kilku lat bo kochają zwierzęta - jakkolwiek może to dziwić, biorąc pod uwagę rózne opinie o schronach i ich pracownikach, wypaleniu zawodowym, niskich zarobkach, ciężkiej pracy (dosłownie, bo porządki na kociarni do lekkich nie należą) I długo by tak wymieniać.
Jesli czegoś uda sie nam dowiedzieć o Morfince, to damy znać. Obawiam się, że pracownicy schroniska po lekturze tej częsci wątku mogą nie mieć ochoty przekazać żadnego info.
W łódzkim schronisku od 3 lat staramy się dobrze układać stosunki wolontariusze kociarni-pracownicy schronu - włożyłyśmy w to wiele pracy, nerwów, dyplomacji, i dzięki dobrej woli obu stron, wzajemnym poznaniu się, wiedzy jacy jesteśmy, udało nam się działać i pomagać na taką skalę i bez utrudnień, że tylko pomarzyć mogą inne schrony.
W tej chwili jest jeden z gorszych okresów tej współpracy, z różnych względów. Ale staramy się robić dalej swoje.
Jeśli chcecie zaszkodzić kotom w łódzkiej kociarni, to piszcie dalej w stylu napastliwym i teorii spiskowych - bo nam, wolontariuszkom, nie zaszkodzicie, tylko kotom. Dostaniemy zakaz wstępu na kociarnię, to zostanie i tak kupa kocich bid potrzebujących pomocy i będziemy działać dalej tyle że gdzie indziej. Ale nie będziemy mogły już pomagać kotom w schronisku - czy to chcecie osiągnąć?